Palmę pierwszeństwa Ameryka odzyskuje po 57 latach. We wrześniu wyprzedziła Arabię Saudyjską dzięki szczelinowaniu hydraulicznemu i innym technologiom, które pozwalają na eksploatację dotąd niedostępnych złóż, przede wszystkim w Teksasie, Dakocie Północnej oraz na szelfie Zatoki Meksykańskiej. Dzięki temu produkcja ropy oraz takich paliw płynnych jak etanol i propan przekroczyła 11,5 mln baryłek dziennie, nieco więcej niż w Arabii Saudyjskiej i zdecydowanie więcej niż w Rosji (10,4 mln b/d).
– To jest rewolucja, która rozwija się w błyskawicznym tempie przed naszymi oczami – mówi „Rz" Willem Post, amerykanista z holenderskiego instytutu spraw zagranicznych Clingendel.
Produkcja samej ropy w USA jeszcze w 2005 r. wynosiła zaledwie 5 mln b/d, ale już pod koniec tego roku przekroczy 9 mln b/d. W odpowiedzi na embargo na eksport ropy przez kraje arabskie Waszyngton w połowie lat 70. XX wieku zakazał eksportu nierafinowanej ropy. Mimo to sprzedaż przez USA paliw za granicą zwiększyła się w ciągu ostatniego roku aż czterokrotnie, do 0,5 mln b/d. Jeśli, co jest coraz bardziej prawdopodobne, Waszyngton zniesie ograniczenia, Ameryka może w krótkim czasie stać się potentatem także na międzynarodowych rynkach paliw.
Ale to dopiero początek zmian. Geolodzy oceniają rezerwy ropy na terenie Stanów Zjednoczonych na 2 biliony baryłek. Kanada ma ich jeszcze więcej (2,4 bln), a kraje Ameryki Łacińskiej kolejne 2 bln. Łącznie to 6,4 bln baryłek, prawie pięciokrotnie więcej niż udowodnione złoża na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej (1,2 bln b). A to oznacza, że w całkiem krótkim czasie naftowe centrum świata przesunie się na zachodnią półkulę.
Spadek cen ropy bardzo utrudni odtworzenie postradzieckiego imperium