W środę irańskie władze potwierdziły, że nie zamierzają się przyłączyć do porozumienia o zamrożeniu wydobycia ropy na poziomie styczniowym, wypracowanego między Rosją a Arabią Saudyjską. Na zamrożenie zgodziły się też Wenezuela, Katar, Irak, Kuwejt. W sumie kraje te wydobywają jedną trzecią światowej ropy.
Iran tłumaczy odmowę faktem, że z powodu sankcji inni przegonili Teheran w poziomie wydobycia i teraz kraj musi nadrobić stracony czas. Także Azerbejdżan (nie należy do OPEC) zapowiedział, że nie zamrozi pompowania.
Eksperci też widzą nierealność porozumienia z Dauhy. – Jego szczegóły pozwalają wnioskować, że nie będzie mieć ono wielkiego wpływu na rynek ropy – uważają analitycy Goldman Sachs, pytani przez agencję Reuters.
W Deutsche Banku też oceniają jako słaby wpływ takiego działania na rynek. – Te rozmowy miały doprowadzić do zmniejszenia wydobycia, a skończyło się na zamrożeniu. Do tego są to ustalenia krajów, które i tak nie chciały zwiększać pompowania – zwraca uwagę Deutsche Bank.
Eksperci z banku Barclays są zdania, że nawet jeżeli do zamrożenia wydobycia dojdzie, to ceny wzrosną nieznacznie. „OPEC znów stanie przed dylematem: wyższe ceny ropy czy udział w rynku. Obu tych celów osiągnąć nie sposób". Do tego w Barclays zwracają uwagę, że każdy pozytywny wpływ na cenę zależy też od innych producentów: „Choć to pierwsza publiczna próba redukcji wydobycia i poparła ją Arabia Saudyjska, to strony czeka jeszcze wiele trudnych negocjacji, by cel zrealizować".