– Potencjalny negatywny wpływ projektu na wycenę akcji spółek może wynieść 2 zł na akcję w przypadku PGE, Enei i Energi, dla Tauronu zaś może to być 0,7 zł na akcję – wskazuje. Wpływ na kurs szacował na podstawie założenia o zaangażowaniu tych spółek proporcjonalnie do ich kapitalizacji. P.o. prezesa gdańskiej spółki Alicja Klimiuk pytana przez „Rzeczpospolitą" zaprzeczyła, by Energa była zainteresowana udziałem w inwestycji.
Zdaniem Puchalskiego kolejne 49 proc. zostanie rozparcelowane między PKN Orlen i inne spółki kontrolowane przez państwo. – Być może dołączy PGNiG, choć ta spółka ma przed sobą duże inwestycje w segmencie gazowym, również istotnym dla kraju. Widzę też ryzyko, że w projekcie pozostanie największy odbiorca energii w Polsce, czyli KGHM – dodaje.
Z naszych informacji wynika, że PGNiG nie prowadzi analiz dotyczących wejścia w atom. Dziś najlepszą sytuację bilansową mają PGE i Orlen. To prawdopodobnie one wezmą na siebie największy ciężar. Najłatwiej z projektu będzie się wycofać mocno zadłużonemu Tauronowi i Enei – uważa Robert Maj z Ipopemy. Ocenia, że KGHM ma ciągle potencjał do zaciągania długu.
– Szacowany na 75 mld zł koszt budowy atomu rozłoży się na poszczególne spółki do 2035 r. W pierwszej fazie, po 2020 r. spółki będą musiały wspólnie wyłożyć ok. 20 mld zł na pierwszy blok (ME mówi o 15 mld zł za 1 tys. MW – red.), co w krótkim terminie nie stanowi dużego wyzwania bilansowego przy racjonalnym podziale nakładów – twierdzi Krzysztof Kubiszewski z DM Trigon. Ale podkreśla, że dla akcjonariuszy energetyki oznacza to brak zauważalnych dywidend przez kolejne dziesięć lat. – Na pewno nie można się spodziewać przyspieszenia płatności w PGE, które po zakończeniu inwestycji w Opolu i Turowie zaangażuje się w energetykę wiatrową na morzu, a potem w prawdopodobny atom – wtóruje Puchalski. Przypomina też słowa ministra energii zapowiadającego konieczność poświęcenia pewnych rzeczy w imię budowania atomu. – W przypadku Enei i Energi mogą to być wypłaty nawet niewielkich nagród z zysku, dla KGHM zaś – hipotetyczne spieniężenie zagranicznych aktywów i zawieszenie polityki dywidendowej – podejrzewa.
Zdaniem Kamila Kliszcza z DM mBanku brak dywidend dla akcjonariuszy mniejszościowych nie jest największym złem. – Dużo większe znaczenie ma fakt, że spółka może zaangażować się w projekt deficytowy, niezapewniający zwrotu z kapitału. To stawia pod znakiem zapytania chęć instytucji finansowych do udzielania kredytów grupom zaangażowanym w atom. Co więcej, jeśli spółki wezmą wydatki na własny bilanse, to będą musiały pozyskać kredyt, zadłużając własne aktywa. Koszt kapitału własnego jest wyraźnie wyższy niż obcego – argumentuje Kliszcz.