Firmy chemiczne, najwięksi odbiorcy gazu w Polsce, obawiają się, że proponowane przez Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo regulacje nie przełożą się na spadek ceny surowca. W tej sytuacji nie jest nawet przesądzone, że w ogóle będą kupować go na aukcjach. – Nasze zakłady muszą mieć zabezpieczone stałe dostawy, a więc sposób jego zakupu na aukcjach oczywiście jest brany pod uwagę, ale w przypadku gdy nie będzie innych możliwości gwarantujących pełne zabezpieczenie produkcji – mówi Hanna Węglewska, rzecznik prasowy grupy Azotów Tarnów.
Ryzyko i szanse
Zdaniem Grzegorza Kulika, kierownika działu komunikacji korporacyjnej Zakładów Azotowych Puławy, choć proces liberalizacji jest dobrą wiadomością, to jednak wiele będzie zależało od szczegółowych rozwiązań. – Istotne jest: jaki wolumen będzie w ten sposób oferowany przez PGNiG, jakie będzie pochodzenie tego gazu, czy dostępny będzie od jednego, czy też od wielu dostawców, czy pod oferowane wolumeny będą również dostępne moce przesyłowe – mówi Kulik.
Już wiadomo, że spółki nawozowe będą swoje uwagi zgłaszać do Polskiej Izby Przemysłu Chemicznego, a ta występować ma w imieniu środowiska.
– Obawiamy się, że cena gazu na pierwszej aukcji będzie wyższa o 10 – 20 proc. od taryfy URE. Na plus oceniam z kolei możliwość odsprzedania surowca, niewykorzystanego choćby z powodu przestojów, do tej pory nie było takiej możliwości – ocenia Jerzy Majchrzak, dyrektor PIPC.
Część specjalistów się obawia, że giełdowa spółka poprzez zaproponowanie zaporowych cen, może ograniczyć liberalizację rynku. – Najistotniejsze pytanie dotyczy tego, ile gazu może faktycznie trafić na wolny rynek, jeśli zostaną przyjęte propozycje PGNiG – mówi Robert Zajdler, ekspert Instytutu Sobieskiego. Spółka wstępnie deklaruje, że w latach 2013 – 2015 chce przekazywać do obrotu 70 proc. (około 9,4 mld m sześc.) dotychczas sprzedawanego surowca.