Według polskiego wniosku do KE elektrownia ruszyła cztery lata temu. Dokument przygotowało Ministerstwo Środowiska na podstawie danych dostarczonych przez Ministerstwo Gospodarki. To ostatnie zapewnia, że inwestorzy dostarczyli polskiemu rządowi dowody świadczące o rozpoczęciu procesu inwestycyjnego zgodnie z polskim prawem i we właściwym czasie. – Dlatego też we wniosku znalazły się wszystkie instalacje, które w momencie pisania wniosku spełniały odpowiednie kryteria – wyjaśnia Iwona Dżygała z resortu gospodarki. Jak uściśla, wynikają one z polskiego prawa budowlanego i zostały zaakceptowane przez KE.
Sęk w tym, że wniosek do Komisji powstawał w 2011 roku. W Łęcznej wówczas obowiązywał już od roku zmieniony plan zagospodarowania przestrzennego, a do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska wpłynął wniosek o wydanie decyzji o oddziaływaniu inwestycji na środowisko. Jednak przed końcem 2008 roku, czyli terminu, który KE uznała za graniczny, określono jedynie lokalizację inwestycji, a GDF Suez ruszył z wykupem 30 ha gruntów. Ziemia, na której ma powstać elektrownia, nie jest do dziś odrolniona.
Jak mówi „Rz" prezes koncernu Grzegorz Górski, „fizycznym rozpoczęciem inwestycji" były oprócz zakupu terenu pod inwestycję prace geodezyjne, prace geologiczne wraz z odwiertami. – Ich zakres był dwukrotnie weryfikowany przez Ministerstwo Gospodarki – podkreśla Górski.
Tymczasem według mec. Marcina Stoczkiewicza, prawnika ClientEarth, organizacji monitorującej kwestie emisji CO2 (złożyła skargę na Polskę do KE), negatywna decyzja KE nie wynika z różnic w interpretacji definicji rozpoczęcia inwestycji. – Polska w wypadku Łęcznej nie przestrzegała własnych przepisów – stwierdza Stoczkiewicz. Jego zdaniem definicja zapisana w ustawie o emisji CO2 odsyła do prawa budowlanego, w którym wymieniono zamknięty katalog czynności na terenie instalacji inicjujących proces inwestycyjny. – W Łęcznej nie wykonano ani jednego działania z tego katalogu – zauważa.
Ministerstwo Gospodarki przyznaje, że zaakceptowana definicja została oparta na prawie budowlanym i upiera się, że nie popełniło błędu. Do końca roku chce sformułować odwołanie. – Obecnie trwa ocena tej decyzji przez zainteresowane spółki energetyczne i rząd RP – informuje Iwona Dżygała.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Suez Energia Polska kwestionuje w ogóle umieszczenie Łęcznej na liście skierowanej do KE. Od miesięcy bowiem wiadomo było, że jeśli nawet elektrownia zostanie zbudowana do 2017 roku, jak to zapisano we wniosku do KE, to nie ruszy wcześniej niż w 2020 roku, a więc wówczas, gdy ulgi przestaną obowiązywać. – Informowaliśmy o tym przedstawicieli rządu, ale nie chcieli niczego zmieniać w polskim wniosku – mówi „Rz" prezes Górski.