Niepewność regulacyjna w kraju i w Unii Europejskiej.
W Polsce od lat trwa próba dostosowania przepisów energetycznych do unijnych dyrektyw, jednak tzw. trójpak energetyczny (nowelizacja prawa energetycznego, prawo gazowe i ustawa o odnawialnych źródłach energii, czyli OZE) nadal nie jest gotowy, a UE grozi nam karami ok. 4 mln euro miesięcznie.
Kłopot w tym, że brak ustawy o OZE zatrzymuje zielone inwestycje – trudno bowiem ocenić, jaka będzie stopa wzrostu ze względu na brak danych o poziomie wsparcia dla poszczególnych technologii. Inna sprawa to plany UE, która chce, by prawa do emisji CO2 były droższe – od tego roku nasza elektroenergetyka ma coraz mniej darmowych limitów (do zera w 2020 r.). Na razie jednak propozycja backloadingu, czyli wycofania z rynku 900 mln praw do emisji, przepadła w Parlamencie Europejskim.
Niemniej Komisja Europejska opublikowała już zieloną księgę, czyli dokument zwiększający wcześniej wyznaczone cele klimatyczne po 2020 r., czyli 3x30 (redukcja emisji o 30 proc., poprawa efektywności oraz zwiększenie udziału OZE w produkcji energii). A to także może mieć wpływ na to, jak będą się kształtować ceny prądu oraz jakie decyzje o kierunkach inwestycji podejmie sektor energetyczny.
4.
Ceny węgla kamiennego i brunatnego – inwestorzy nie wierzą w czarne złoto?
Prawie 90 proc. energii elektrycznej w Polsce produkujemy z węgla kamiennego i brunatnego. Mimo dużej produkcji w kraju import roczny węgla kamiennego przekracza 10 mln ton, a droższy polski surowiec zalega na przykopalnianych zwałach. Ceny na świecie spadają m.in. z powodu łupkowej rewolucji z USA – niekonwencjonalny gaz wypiera czarne złoto z tamtejszego rynku, trafia na eksport i wpływa na spadek cen surowca.
Z kolei w Polsce energetyka stawia coraz bardziej na tańszy węgiel brunatny – pokazuje to ubiegłoroczny spadek produkcji energii z węgla kamiennego o blisko 8 proc. rdr. i wzrost produkcji energii z brunatnego paliwa.