Jaka jest szansa na rozwój morskiej energetyki w Polsce?

Rząd ma uwzględnić uwagi ekspertów oraz inwestorów chcących budować morskie farmy wiatrowe na Bałtyku, a ostateczny projekt ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE) ma być gotowy najpóźniej za dwa miesiące.

Publikacja: 11.06.2013 00:51

Uczestnicy debaty byli zgodni, że do rozwoju morskiej energetyki wiatrowej konieczne jest stabilne p

Uczestnicy debaty byli zgodni, że do rozwoju morskiej energetyki wiatrowej konieczne jest stabilne prawo. To dlatego branża czeka na ustawę o odnawialnych źródłach energii. Ostateczny projekt dokumentu ma być gotowy w ciągu kilku tygodni. Ma to być część tzw. dużego trójpaku energetycznego.

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

– Co do zasady jesteśmy wszyscy zgodni, OZE, w tym także morskie farmy wiatrowe, mają się rozwijać, jest taka wola polityczna – zadeklarował senator i wiceprzewodniczący pomorskiej PO Kazimierz Kleina.

Dodał, że przy tak ogromnych inwestycjach, których koszt branża szacuje nawet na 100 mld zł, trzeba brać pod uwagę interesy wszystkich stron.

– Chodzi zarówno o rybaków, kwestie środowiskowe, jak i o finansowanie. To delikatna sprawa, bo zawsze w takiej sytuacji pojawia się pytanie o poziom cen energii w Polsce – tłumaczy Kleina.

Co na to ministrowie

– My tak naprawdę zrobiliśmy swoje. Zlikwidowaliśmy bariery czasowe i finansowe, zmieniając ustawę o obszarach morskich RP, wydaliśmy tzw. PSZW, czyli pozwolenia na wznoszenie sztucznych wysp będące pierwszym krokiem do budowy farm wiatrowych na morzu – wyliczała Anna Wypych-Namiotko, wiceminister transportu odpowiedzialna za gospodarkę morską. – Ale sektor energetyki jest bardzo złożony, trzeba brać pod uwagę również przepływy energii, możliwość przyłączeń, inwestycje w sieci, a także stabilność źródeł energii – dodała.

Choć PSZW jest wydanych już ponad 20, to tylko 7 zostało opłaconych (1 promil wartości inwestycji, co dało już ok. 100 mln zł wpływu do budżetu). Jednym z głównych powodów wstrzymania przygotowania projektów jest brak ustawy o OZE, która określiłaby poziom wsparcia (tzw. wskaźniki korekcyjne) – bez tego nowe technologie nie mają szansy konkurować z energetyką konwencjonalną.

— Pracujemy nad projektem ustawy, który nie ma być kolejnym, a finalnym i nowym otwarciem dla rynku OZE i podmiotów na nim funkcjonujących – powiedział wiceminister gospodarki Jerzy Pietrewicz. – Odczuwamy już ich zniecierpliwienie w związku z przedłużającymi się pracami nad ustawą, ale trudno w niełatwym temacie o konsensus dobry dla wszystkich. Trzeba ustalić poziom wsparcia oraz to, kogo i w jakim zakresie tym obciążyć. Jeśli obywateli, to pytanie na ile jest na to akceptacja społeczna. chcemy, by sektor OZE się rozwijał, ale nie może to naruszać konkurencyjności innych obszarów gospodarki. dlatego lepiej poczekać jeszcze miesiąc czy dwa i mieć dobrą ustawę nie potem znowu zaczynać tę dyskusję od nowa – tłumaczył. Obecnie trwa przyjmowanie w Sejmie tzw. małego trójpaku energetycznego, czyli zmiany prawa energetycznego, co miejmy nadzieję nastąpi jeszcze przed parlamentarnymi wakacjami, potem skoncentrujemy się nad dużym trójpakiem, w tym ustawą o OZE.

– Energetyka to wyjątkowy sektor o wyjątkowo dużym wpływie na kondycję całej gospodarki. Obecnie Komisja Europejska definiuje cele polityki energetyczno-klimatycznej po 2020 r., do 2030 r. Uczestniczymy w tych negocjacjach i aktywnie zabieramy głos w tej kluczowej dla Polski sprawie – mówiła Beata Jaczewska, wiceminister środowiska.

– Z mojego punktu widzenia najważniejsze jest wspieranie rozwoju gospodarki niskoemisyjnej i mądre gospodarowanie surowcami, w tym także ich odzyskiwanie. Chociaż jednocześnie musimy mieć świadomość, że cena energii definiuje tempo rozwoju gospodarek poszczególnych państw, i tę zależność obserwujemy na całym świecie – wskazywała.

– W negocjacjach międzynarodowych powtarzany jest postulat o wycofaniu subsydiów dla węgla, na którym obecnie opiera się większość polskiej energetyki. Może w ogóle należałoby wycofać się z jakiegokolwiek subsydiowania energetyki? OZE są potrzebne, także w Polsce, przyczyniają się do dywersyfikacji źródeł energii i zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego. Uzyskana niższa emisja CO2 oznacza też mniejsze koszty zdrowotne i przynosi korzyści. W Polsce jest miejsce dla morskich farm wiatrowych, choć ja osobiście jestem zwolenniczką tańszych źródeł energii – dodała Jaczewska.

Śniadanie z "Rz": Być albo nie być morskiej energetyki wiatrowej w Polsce - ostatni moment na decyzje

Quo vadis?

– Na początku oczekiwania inwestorów co do poziomu wsparcia wydawały się zbyt wygórowane, ale dziś na pewno jesteśmy bliżsi porozumienia, bo branża wyraźnie pokazuje perspektywę spadku kosztów morskich farm wiatrowych w kolejnych latach, kiedy tak naprawdę będą one budowane w Polsce. Zamieszanie też wprowadza to, że nie wiadomo, od kiedy dla morskich wiatraków powinna zostać określona wysokość wsparcia, czy już teraz, czy dopiero na lata, kiedy będą oddawane do użytku – mówił senator Kleina.

– Mnie brakuje uporządkowanego, strategicznego myślenia o energetyce jako całości. Tutaj potrzebne są wizje przynajmniej kilkunastoletnie. W energetyce trzeba planować inwestycje na wiele lat do przodu – ocenił poseł SLD, Grzegorz Napieralski. – W parlamencie jest polityczna zgoda co do morskiej energetyki, nikt nikogo z mównicy nie atakuje, że rząd chce ją rozwijać, więc pytanie w takim razie: co i gdzie się zacięło? Ja pochodzę ze Szczecina i doskonale rozumiem, jaką szansą dla stoczni jest budowa konstrukcji do morskich wiatraków – dodał.

Polskie stocznie mogłyby zarabiać na produkcji wież czy statków do stawiania wiatraków ok. 750 mln euro w skali roku.

– Trzeba przyznać, że do tej pory naprawdę wiele dobrego zostało już zrobione. Rząd i parlament przez politykę energetyczną, krajowy plan działań, zmianę ustawy o obszarach morskich, korzystny dla morskich farm wiatrowych projekt ustawy o OZE dał wyraźny sygnał – chcemy morskiej energetyki. Inwestorzy uwierzyli. Przygotowali wnioski i wnieśli opłaty za wydane przez rząd pozwolenia – w sumie już ok. 200 mln zł – powiedział Maciej Stryjecki, prezes Fundacji na rzecz Energetyki Zrównoważonej.

– Nagle miesiąc temu nastąpiła zmiana i ogłoszono, że będą wspierane tylko te OZE, które pozwolą na osiągnięcie w najtańszy sposób minimum z nałożonego przez UE obowiązkowego udziału OZE w roku 2020, tak aby nie przyczynić się do podwyższenia cen energii w czasach kryzysu. A jako przykład technologii niemieszczących się w tej filozofii podano morskie wiatraki – podkreślał Stryjecki.

– Jest to jednak totalne nieporozumienie. Nie zauważono bowiem, że pierwsza morska farma wiatrowa na Bałtyku może zostać oddana do użytku dopiero w 2020 r. A więc do tego czasu żadnych kosztów ta technologia nie spowoduje i na pewno nie wpłynie na ceny energii. Trzeba więc wyjąć z dyskusji o kosztach realizacji pakietu 3x20 morską energetykę i zacząć poważną dyskusję o korzyściach i faktycznych kosztach jej rozwoju – dodał.

– To, że branża oczekuje określenia wysokości wsparcia morskich farm już teraz, nie oznacza, że będzie już teraz korzystać z dopłat, które należą się dopiero do wyprodukowanej przez daną instalację energii. Dla rządu długoterminowa prognoza wysokości wsparcia jest doskonałym narzędziem do wskazania branży, jak duża musi być redukcja kosztów, żeby państwo było stać na taką technologię – tłumaczył.

– Oczywiście, że rozwój OZE to pewien koszt, dlatego trzeba zacząć rozmawiać o liczbach. Przecież Polska nie jest jedynym krajem, gdzie miałyby działać farmy na morzu. Zobaczmy, jak to jest u innych, jakie są systemy wsparcia, a jakie ceny energii i czy faktycznie zmieni to naszą pozycję konkurencyjną. Zgodnie z naszymi wyliczeniami z Ernst & Young morska energetyka wiatrowa dałaby w sumie gospodarce 74 mld zł korzyści przy średniorocznym wsparciu poniżej 3 mld zł. To się opłaca – przekonywał Wojciech Cetnarski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. – To ok. 30 tys. nowych miejsc pracy – dodał.

Koniec, ale kiedy

– Ale kiedy nastąpi koniec wsparcia? Kiedy będą reguły rynkowe? – dopytywał minister Pietrewicz. – Można się tego wstępnie spodziewać ok. 2030 r., kiedy technologia morskich farm wiatrowych będzie tak dojrzała, jak dziś są technologie konwencjonalne, które też kiedyś trzeba było wspierać – przekonywał Cetnarski.

Uczestnicy odnieśli się także do informacji o wycofywaniu się z polskiego rynku zagranicznych inwestorów. „Rz" ujawniła, że portugalski EDPR i hiszpańska Iberdrola wycofują się z Polski – chodzi o inwestycje w morskie farmy odpowiednio za 5,5 i 24 mld zł.

Czy polscy inwestorzy też mogą zrezygnować?

– Tam, gdzie inwestuje się w morskie farmy wiatrowe, są dwa cele: niezależność energetyczna i rozwój gospodarczy. Bez wsparcia farmy offshore obecnie nie mogą być rentowne. Czy jesteśmy gotowi zainwestować w taki interes w Polsce? – zastanawiał się Michał Prażyński, wiceprezes PGE Energia Odnawialna. – Decyzja o PSZW jest niezbędna, by powiedzieć sprawdzam. Jeżeli podczas okresu analiz okazałoby się, że projekty nie są opłacalne, to my też nie zainwestujemy – dodał.

– Postrzeganie ryzyka jest inne przez prywatnych inwestorów zagranicznych, a inne przez kontrolowane przez państwo krajowe koncerny energetyczne – ocenił Rafał Hajduk, partner w kancelarii Norton Rose Fulbright.

Dodał, że być może Polsce przydałaby się reforma energetyczna na wzór brytyjskiej, która jasno określa cele w zakresie bezpieczeństwa dostaw, poziomu dekarbonizacji i optymalizacji kosztowej zarówno w OZE, jak i energetyce konwencjonalnej w perspektywie 2030 r. – Tam konieczne inwestycje w energetykę oceniane są na ok. 100 mld funtów i rząd wie, że niezbędna jest przewidywalność i trwałość systemu na minimum 15 lat, by znaleźli się chętni do realizacji – podkreślił Hajduk.

– Jak nie wiemy, dokąd idziemy, to na pewno tam nie dojdziemy. OZE to nie tylko redukcja emisji CO2, ale też nowe technologie i koło zamachowe dla gospodarki. A im stabilniejsze otoczenie regulacyjne, tym lepiej dla wszystkich uczestników rynku – powiedział Aleksander Gabryś, menedżer działu doradztwa biznesowego w Ernst & Young. – Morskie farmy wiatrowe to całkiem nowy sektor gospodarki mogący dawać nawet ok. 0,4 proc. PKB rocznie – dodał.

Będzie współpraca?

Wiceminister Pietrewicz pytany, czy resort będzie brał pod uwagę opracowania FNEZ, PSEW i E&Y powiedział, że każdy taki raport stanowi wartość dodaną.  – Zawsze lepiej jest mieć szerszą wiedzę. Chcemy stworzyć przestrzeń dla biznesu, ale też ocenić krańcowy poziom wsparcia. Musimy ważyć i cele i koszty – powiedział Pietrewicz. – Dla mnie energetyka wiatrowa ma przyszłość - dodał.

– Za długie czekanie w tworzeniu prawa dla OZE nikomu nie służy, zwłaszcza że krajowi inwestorzy są mocno obciążeni innymi projektami energetycznymi i utrzymanie inwestorów zagranicznych jest kluczowe dla branży – mówił Gabryś.

– Jeden czy dwaj inwestorzy to za mało. Program ma sens w określonej skali, na pół gwizdka może się nie udać – ocenił Prażyński.

Uczestnicy debaty umówili się na kolejne wielostronne spotkania.

Wielka Brytania nadal niekwestionowanym liderem

Do 2020 r. Brytyjczycy chcą mieć nawet 18 GW mocy morskich wiatraków i obniżyć ceny energii z tego źródła o 40 proc., do 100 funtów za megawatogodzinę (MWh). W 2030 r. ich moce na morzu mają osiągać nawet 40 GW. Z kolei w całej Europie moc instalacji wiatrowych na morzu za siedem lat ma przekroczyć 40 GW – to tyle, ile dziś wszystkich zainstalowanych mocy energetycznych ma Polska. Za granicą inwestycje w energetyce wiatrowej na morzu radzą sobie bardzo dobrze, choć okazują się czasem bardzo skomplikowane. Obecnie projekty brytyjskie dotyczące wiatru na morzu obejmują w sumie ponad 46 GW, bo Wielka Brytania ma największy potencjał wiatru na świecie. Na Wyspach budują głównie koncerny SSE, RWE, Centrica, E.ON, EDF i Iberdrola, ale także EDPR, Dong czy Vattenfall. Obecnie w Wielkiej Brytanii zainstalowane moce morskich farm wiatrowych to ponad 2 GW. Według European Wind Energy Association, o ile w 2012 r. łączna moc morskich farm wiatrowych wynosiła ok. 4,5 GW, o tyle w roku 2020 ma to być już 40 GW, a w roku 2030 nawet 150 GW. Z kolei jeśli chodzi o zatrudnienie w tym sektorze – w ubiegłym roku kształtowało się ono na poziomie ok. 35 tys. miejsc pracy, w roku 2020 ma to być 170 tys. osób, a dekadę później aż 300 tys. ludzi. Obecnie rocznie inwestycje na morskie farmy wiatrowe w Europie wynoszą ok. 2,5 mld euro rocznie. Największe plany, po Wielkiej Brytanii, mają w tym sektorze Niemcy. Do 2020 r. chcą wybudować 10,25 GW takich mocy, a do 2030 r. 25 GW. Kolejni są Holendrzy, którzy 4,62 GW z morskich mocy chcą osiągnąć w perspektywie najbliższych siedmiu lat. Polska w dokumentach rządowych ma zapisane 0,5 GW na morzu w perspektywie 2025 r., jednak eksperci szacują, że potencjał Bałtyku jest o wiele bardziej obiecujący, dlatego w perspektywie roku 2030 na polskim morzu mogłoby zostać wybudowanych ok. 6 GW mocy morskich farm wiatrowych, co przyczyniłoby się do rozwoju m.in. woj. pomorskiego i zachodnipomorskiego, a także portów i stoczni.

– Co do zasady jesteśmy wszyscy zgodni, OZE, w tym także morskie farmy wiatrowe, mają się rozwijać, jest taka wola polityczna – zadeklarował senator i wiceprzewodniczący pomorskiej PO Kazimierz Kleina.

Dodał, że przy tak ogromnych inwestycjach, których koszt branża szacuje nawet na 100 mld zł, trzeba brać pod uwagę interesy wszystkich stron.

Pozostało 97% artykułu
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej
Energetyka
Niemieckie domy czeka rewolucja. Rząd w Berlinie decyduje się na radykalny zakaz
Energetyka
Famur o próbie wrogiego przejęcia: Rosyjska firma skazana na straty, kazachska nie