Prognozy analityków rynku paliw mówią o utrzymaniu się obecnych niższych cen przynajmniej do końca lipca.
Co się stało? Przecież jeszcze kilka dni temu były obawy, że walki w Iraku doprowadzą do wstrzymania eksportu, a libijskie terminale naftowe pozostaną zamknięte.
Po pierwsze, stacje zaczęły naprawdę walczyć ze sobą o klientów. A po drugie, świat wyraźnie przyzwyczaja się już do konfliktów na Bliskim Wschodzie.
Walki izraelsko-palestyńskie nie toczą się tam, gdzie są złoża ropy i drogi jej transportu. Konflikt irackich islamistów z władzą w Bagdadzie toczy się już z dala od głównych pół naftowych. Ale nawet islamiści wiedzą, że na ropie można zarobić, i po przejęciu złóż i rafinerii w Kirkuku wzięli się za eksport – mają z tego zysk ok. miliona dolarów dziennie. Jeśli tylko okazuje się, że ropy z Iraku może być mniej, różnicę natychmiast pokrywają Arabia Saudyjska, Angola i Nigeria.
W Libii na wybrzeżu dochodzi do zamieszek i strzelanin, ale terminale naftowe działają normalnie. To dlatego baryłka Brenta kosztowała wczoraj rano tylko 106 dol., a amerykańska WTI 100,83 dol.