Wenezuela będzie robiła wszystko, żeby ceny ropy powróciły do poziomu 100 dol. za baryłkę. Reszta eksporterów ropy naftowej kalkuluje zaś, z jakim zmniejszeniem wpływów musi się liczyć. Analitycy są zgodni: przyszłoroczne ceny ropy będą się wahały na poziomie średnio 70–75 dol. za baryłkę Brenta.
Nie warto panikować
Na razie ceny coraz bardziej zbliżają się do dolnej granicy widełek. W ostatni piątek w Londynie za baryłkę Brenta płacono 72,8 dol., za baryłkę amerykańskiej WTI 69,5 dol. – To w żadnym wypadku nie jest powód, aby panikować – komentował zjazd cen Abdallah al-Badri, sekretarz generalny OPEC. – Musimy na spokojnie przyjrzeć się, jak rynek będzie się zachowywał, ponieważ obecny spadek cen nie oznacza fundamentalnych zmian – dodał al-Badri.
13,1 miliona baryłek ropy dziennie mają produkować w 2019 roku Stany Zjednoczone
Nawet gdyby okresowo ceny spadły jeszcze niżej, kraje produkujące ropę naftową nie będą na tym tracić, bo do granic opłacalności wydobycia zbliżają się dzisiaj tylko Kanadyjczycy, którzy „wyciskają" ropę z piasków roponośnych. Każda baryłka na razie kosztuje ich średnio 63,5 dol. Tyle że są w tym kraju piaski, które umożliwiają uzyskanie baryłki po cenie nawet niższej niż 40 dol., jak i takie, kiedy kosztuje ona nawet 80 dol. Wiadomo jednak, że i Kanadyjczycy, i Amerykanie ostro zaczynają ciąć koszty, bo nie zamierzają rezygnować z naftowego boomu.
Według prognoz Międzynarodowej Agencji Energetycznej USA w 2019 r. będą w stanie bez większego wysiłku produkować 13,1 mln baryłek ropy dziennie, a i potem produkcja będzie rosła. Zresztą w ostatecznym rachunku wcale nie jest wykluczone, że Amerykanie już w 2014 r. zdetronizują Arabię Saudyjską. Ostatnie dostępne dane z drugiej połowy listopada wskazywały, że różnica między produkcją saudyjską a amerykańską wynosiła już tylko 600 tys. baryłek dziennie.