– Istotne jest przede wszystkim to, że tematyka energetyczna pojawiła się w kampanii i odniosły się do niej w zasadzie wszystkie partie – podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitą” prof. Paweł Ruszkowski, socjolog gospodarki z Collegium Civitas. – Natomiast w dyskursie publicznym polityka energetyczna czy miks energetyczny w dalszym ciągu były kwestiami marginalnymi. Pojawiły się przy okazji dyskusji o zmianach klimatycznych czy jakości powietrza – dodaje.
Trudno tej ocenie zaprzeczyć. Praźródłem zmian w polskiej energetyce i względnej popularności tematu w kampanii są zmiany klimatyczne. Walkę o zahamowanie tych procesów podjęła UE, czego przejawem było wprowadzenie uprawnień do emisji CO2, które z kolei boleśnie odbiły się na polskiej energetyce w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy.
Do ostatniego górnika
Polityka klimatyczna UE – zgodnie z wezwaniami naukowców – zmierza do możliwie jak najszybszego odejścia od spalania węgla. I zdaniem socjologów i ekspertów od energetyki właśnie stosunek do węgla odróżnia tu polskie partie od siebie. – Polska będzie mogła w 2050 r. całkowicie zrezygnować z węgla – zapowiedział niedawno minister środowiska Henryk Kowalczyk. Wyszedł tu przed szereg, bo już wkrótce minister energii Krzysztof Tchórzewski studził, że w 2050 r. węgiel będzie nam wciąż potrzebny.
Realizacja polityki klimatycznej to dla PiS przede wszystkim energetyka jądrowa. Ale plan w tym zakresie pozostaje niejasny: wiadomo, że PGE prowadzi badania środowiskowe w dwóch lokalizacjach, ale kto miałby w nich stawiać elektrownie jądrowe, za jakie pieniądze i kiedy, wciąż nie wiadomo. Ostatnio częściej słyszeliśmy o gazie: błękitne paliwo emituje mniej zanieczyszczeń, więc rząd ma plan zwiększenia dostaw tego surowca. Ale eksperci z branży dosyć krytycznie wypowiadają się o projektach Baltic Pipe czy gazoportu, sygnalizując, że do ich realizacji jeszcze całkiem długa droga.