Uprawnienia do emisji CO2 drożeją w tym roku w zaskakująco szybkim tempie. W maju cena praw do emisji 1 tony dwutlenku węgla przebiła już 55 euro, podczas gdy jeszcze w styczniu sięgała niewiele powyżej 30 euro. Unijny system handlu emisjami (EU – ETS) obejmuje około 40 proc. emisji CO2 – pochodzą one z elektroenergetyki, ciepłownictwa, przemysłu i lotnictwa. Uprawnieniami handluje się na giełdach – niemieckiej EEX w Lipsku i londyńskiej ICE.
Poseł Janusz Kowalski postanowił sprawdzić, ile Polska traci per saldo rocznie na zakupie uprawnień do emisji CO2. Dla swoich wyliczeń przyjął, że w ciągu trzech lat darmowy przydział uprawnień dla instalacji wynosić będzie 40 mln ton/rocznie. Polska otrzyma też darmową pulę uprawnień, które będzie mogła sprzedać na aukcjach – średnio 65 mln ton na rok. Łączny darmowy przydział dla Polski sięgnie więc 105 mln ton rocznie. Natomiast emisje z instalacji wyniosą w tym okresie około 170 mln ton na rok. Deficyt uprawnień w latach 2021 – 2023 sięgnie więc średniorocznie 65 mln ton.
– Przy cenie 54 euro/t i kursie 4,5 zł/euro z polskiej gospodarki bezpowrotnie zostanie wytransferowane na zakup uprawnień do emisji CO2 w latach 2021 – 2023 47,4 mld zł, czyli 15,8 mld zł rocznie – szacuje Kowalski. – Taki jest koszt dla Polski unijnych regulacji klimatycznych, których konsekwencją będą drastyczne podwyżki cen ciepła i energii elektrycznej dla milionów Polaków – dodaje poseł.
O komentarz poprosiliśmy Marcina Kowalczyka, kierownika Zespołu Klimatycznego Fundacji WWF Polska. Przyznaje on, że działające w Polsce przedsiębiorstwa mogą być zmuszone do zakupu większej liczby uprawnień, niż Polska jako państwo sprzedaje na aukcjach, aczkolwiek dokładna ich ilość znana będzie dopiero po opublikowaniu przez Unię Europejską zaktualizowanego kalendarza aukcji, a część przedsiębiorstw energochłonnych otrzymuje również pewne uprawnienia za darmo w ramach derogacji na podstawie art. 10a Dyrektywy ETS. Zwraca też uwagę na cenę uprawnień – pierwsze uprawnienia w tym roku można było kupić jeszcze nawet za ok. 33 euro, a niektóre przedsiębiorstwa mogą mieć zapasy z lat ubiegłych. Podkreśla też, że darmowe uprawnienia przyznawane są Polsce jako krajowi i dochód z ich sprzedaży w przeważającej części stanowi dochód budżetu państwa.
– Pragnę jednak zaznaczyć, iż wskazana przez pana posła Kowalskiego luka (abstrahując od jej faktycznej wielkości i wartości) wynika m.in. z uporczywego unikania redukcji emisji i kurczowego trzymania się energetyki węglowej. System ETS oparty jest o dyrektywę z roku 2003, zaś zmiany w nim zakładające pełen aukcjoning wynikają z uzgodnień przyjętych przez Radę Europejską w marcu 2007 r. i system od początku zakładał wzrost cen uprawnień w czasie, nawet jeśli pierwotnie nie tak gwałtowny jak ten, z którym mamy do czynienia w ostatnich miesiącach – podkreśla Kowalczyk. – Potencjalnym rozwiązaniem wskazanego problemu jest np. wykorzystanie środków uzyskanych z aukcji lub innych mechanizmów na faktyczną redukcję emisji, tak by ową lukę zniwelować. Taki był bowiem cel stworzenia tego systemu – zachęcić przedsiębiorstwa do inwestycji w celu redukcji emisji, by uniknąć płacenia za uprawnienia – kwituje ekspert.