Przede wszystkim, te dzisiejsze dokumenty to nie są umowy, a listy intencyjne. Sekretarz Granholm, gdy mówiła o tej decyzji, podkreślała, że dzięki tej inwestycji w USA zostanie utrzymanych 100 tys. miejsc pracy. Widać więc, że jest to bardzo polityczny projekt, w krajach, z których pochodzi ta technologia. Trzeba o tym mocno pamiętać, oczywiście, gdyby zadać pytanie, czy Polska potrzebuje energetyki jądrowej i czy to jest dobra energia, to na pewno – energia z atomu jest zeroemisyjna, elektrownie pracują w sposób ciągły, stabilny, więc z perspektywy energetycznej jest to bardzo pożądana inwestycja. Ale czy ona powstanie, czy nie, to zależy nie od nas, a od dostawcy technologii, na ile ta firma będzie sprawna i posiada kompetencje, by tę inwestycję stworzyć. To oddanie naszego bezpieczeństwa energetycznego w ręce innej firmy i innego kraju. Mamy ograniczony wpływ na to, jak będzie wyglądał proces inwestycyjny. Wprawdzie polskie firmy będą w tych inwestycjach uczestniczyć, ale jednak to będzie zależało od dostawcy technologii, jego sprawności, od tego, na ile będzie gotowy by dowieźć inwestycję w budżecie i na czas.
Ile ma ostatecznie kosztować ta elektrownia? Według naszego rządu – 31,3 mld dol, a Amerykanie poinformowali o budżecie 40 mld dol. dla pierwszego etapu projektu nuklearnego. Już na początku inwestycji widać ogromne różnice w wycenie tego projektu. Czy Polskę w ogóle na to stać?
Mam książeczkę o elektryfikacji Polski na początku XX w., w której autorzy zastanawiają się, czy Polskę stać na elektryfikację, czy nie. Tam też zresztą Amerykanie mieli apetyt na inwestycje w Polsce. Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy nas stać, czy nie stać, na pewno nie stać nas na to – by zostać bez energii elektrycznej. Czy ta technologia jest najtańsza, czy nie ma innych rozwiązań? To jest najdroższa obecnie technologia, nie ma wątpliwości, że energia z atomu, biorąc pod uwagę wiele ryzyk i doświadczenia inwestycyjne z Europy, jest najdroższa, i jest to decyzja polityczna, czy rząd wybiera dla swoich odbiorców rozwiązania najdroższe, czy relatywnie tanie. Oczywiście, nie da się porównać kosztów budowy elektrowni atomowej, jeden do jednego, z budową energetyki wiatrowej i słonecznej. OZE to obecnie najtańsze źródła energii i obniżają cenę hurtową energii elektrycznej, ale z drugiej strony pracują w sposób niestabilny, nieciągły. Nie zawsze wieje i nie zawsze świeci słońca. Żeby zintegrować OZE w systemie, trzeba dokonać wiele zmian w zakresie funkcjonowania rynku energii, budowy magazynów, rozwoju elastyczności, sieci. My tego wszystkiego nie robimy, więc moim zdaniem te decyzje wynikają z tego, że nadal myślimy starymi kategoriami energetyki lat 70’. Energetycy najchętniej widzą wielkie elektrownie, które pracują w sposób ciągły. To nie jest tak proste, bo elektrownie atomowe są skrajnie nieelastyczne, one muszą pracować w sposób ciągły, a inne źródła będą się musiały dostosować do energii atomowej. To jest więc kwestia wyboru politycznego, moim zdaniem moglibyśmy mieć tańszy system energetyczny, gdybyśmy chcieli podjąć decyzje, które by do tego prowadziły.
Uzależniamy się od dostawy spoza Polski, nie mamy tej technologii ani ludzi, całkowicie wiec zależymy od czynników zewnętrznych, widzimy więc sporo ryzyk. A w przypadku źródeł odnawialnych, mamy wiele firm, możemy organizować aukcje, wybierać najtańsze oferty, to są technologie sprawdzone i za wiatr i słońce się nie płaci, a za uran – tak.
W jedną elektrownię zainwestujemy 130 mld dol. w ciągu następnych 10-15 lat. Czy gdybyśmy zamiast zainwestowali te pieniądze w OZE, to czy one po tej dekadzie dałyby porównywalną moc energetyczną, od 6 do 9 GW?
Myślę, że one mogłyby dać nawet większą moc, ale trzeba pamiętać, że ta moc z wiatraków jest inna niż z elektrowni jądrowej, bo jest niesterowalna. By mieć porównywalne ilości energii do atomu, to trzeba by tych elektrowni wiatrowych, słonecznych, może też elektrowni z biomasy, wybudować więcej. Gdy robiliśmy szacunki polskiego miksu, z atomem i bez atomu, to atom jest droższym rozwiązaniem niż opieranie się na OZE. Ale to z kolei łączy się ze znaczną modyfikacją tego, jak ten system energetyczny działa, trzeba włączać odbiorców w prace systemu, bo wyzwaniem jest pokrycie szczytowego zapotrzebowania. Wprawdzie nie zawsze wieje, ale z drugiej strony odbiorcy mają możliwość ograniczenia poboru, wiec da się to zorganizować, ale trzeba chcieć.