Do 15 stycznia potrwają konsultacje przedstawionej przez resort energii polityki energetycznej Polski do 2040 r. Choć możliwe są jej modyfikacje, to przekaz ze strony rządu w ostatnich tygodniach był bardzo jasny – Polska nie zrezygnuje z wykorzystania węgla w energetyce jeszcze przez co najmniej dwie dekady. To oznacza, że polskie kopalnie węgla kamiennego mogą liczyć na zbyt swojego surowca na rodzimym rynku jeszcze przez długie lata. Z drugiej jednak strony krajowej branży wydobywczej, która po ostatnim kryzysie dopiero zaczęła się odbudowywać, coraz trudniej jest zaspokoić lokalne potrzeby, rośnie presja ze strony Komisji Europejskiej na dekarbonizację gospodarki, a koszty wydobycia w naszych kopalniach niepokojąco szybują w górę.

Spada wydobycie, rośnie import

Według projektu krajowej polityki energetycznej Polska utrzyma wysoki udział węgla w produkcji energii, choć będzie on niższy niż obecny, wynoszący 80 proc. Jeszcze w 2030 r. aż 60 proc. energii elektrycznej mamy produkować z czarnego paliwa (brunatnego i kamiennego). Przy czym wykorzystanie tego surowca utrzyma się na stabilnym poziomie, ale jego udział w miksie spadnie, bo wzrost zapotrzebowania na energię zostanie pokryty przez inne źródła. W kolejnej dekadzie udział węgla ma dalej spadać, ale nadal sięgać powyżej 30 proc. (elektrownie i elektrociepłownie węglowe). I to pomimo tego, że Komisja Europejska zadeklarowała gotowość unijnej gospodarki do uzyskania pełnej neutralności dla klimatu do 2050 r.
Polska strategia przewiduje, że pokrycie popytu na węgiel kamienny ma się odbywać z kopalń zlokalizowanych w kraju, a import surowca powinien występować tylko w uzasadnionych przypadkach. Natomiast koszty wydobycia węgla w Polsce powinny być konkurencyjne w stosunku do surowca z importu, tak aby możliwe było wykorzystanie krajowego potencjału bez obniżania efektywności gospodarki.
Na razie jednak krajowe górnictwo ma problem zarówno z utrzymaniem poziomu produkcji, jak i z rosnącymi kosztami. Wydobycie polskiego węgla kamiennego z roku na rok maleje, a w 2017 r. spadło już do poziomu poniżej 66 mln ton. Jedną z przyczyn jest zahamowanie inwestycji w ostatnich latach, kiedy ceny węgla szorowały po dnie, a spółki górnicze walczyły o przetrwanie.
To od razu przełożyło się na wzrost importu tego surowca. Jak wynika z najnowszych danych Eurostatu, od stycznia do października 2018 r. import węgla do Polski przekroczył już 16 mln ton. To o 70 proc. więcej niż w tym samym okresie 2017 r. Podobnie jak w latach poprzednich, zdecydowana większość importu pochodzi z Rosji. Import rosyjskiego węgla w ciągu dziesięciu miesięcy minionego roku wyniósł 11,2 mln ton i był o 77 proc. wyższy niż rok wcześniej. Oznacza to, że pobiliśmy już rekord z roku 2011, kiedy sprowadziliśmy do naszego kraju 15 mln ton węgla.

Niepokojące koszty, sprzyjające ceny

Analitycy zwracają jednocześnie uwagę na niepokojący wzrost kosztów w spółkach węglowych. – Głównym wyzwaniem dla spółek wydobywczych w 2019 r. będą dynamicznie rosnące koszty wydobycia. W Jastrzębskiej Spółce Węglowej oczekujemy inflacji kosztowej na poziomie 471 mln zł, z czego największy wpływ na to będą miały energia elektryczna, koszty usług obcych oraz koszty pracy – szacują eksperci DM mBanku. Już po trzech kwartałach tego roku koszty JSW wzrosły o 22 proc. w porównaniu z tym samym okresem 2017 r. i przekroczyły 6 mld zł. Połowę tej kwoty stanowiły wydatki na pracowników. Z kolei w Lubelskim Węglu Bogdanka koszty zwiększyły się w tym czasie o 16 proc., sięgając 1,5 mld zł. Świadczenia pracownicze stanowiły 26 proc. wszystkich kosztów. Na wzrost płac w minionym roku mogła też liczyć załoga Polskiej Grupy Górniczej.

W ocenie Michała Sztablera, analityka Noble Securities, koszty w górnictwie mogą dalej rosnąć, jeśli spółki zdecydują się na dalszy rozwój inwestycji w nowe fronty wydobywcze. – Z pewnością też swoje zrobi presja na wynagrodzenia, co widać zwłaszcza w śląskich spółkach, gdzie udział kosztów pracowniczych w wydatkach zawsze był wysoki. To będzie stanowić problem w czasie, gdy ceny węgla znów będą niskie, bo firmy pozostaną wówczas z wysokimi kosztami – alarmuje Sztabler.
Na razie jednak całej branży sprzyjają rosnące ceny węgla na krajowym rynku. Jak podaje katowicki oddział Agencji Rozwoju Przemysłu, w październiku średnia cena węgla dla energetyki zawodowej wyniosła 243,44 zł/t i była o 17 proc. wyższa niż przed rokiem. Jeszcze mocniej, bo o 20 proc., wzrosła średnia cena za tonę surowca dla ciepłowni, która sięgnęła 304,73 zł.

Spółki wydobywcze przekonują, że przygotowują się na gorsze czasy, kiedy to ceny węgla znów zaczną spadać. Pieniądze do specjalnych funduszy odkłada JSW. Pierwszy z nich spółka zasiliła już kwotą 1,5 mld zł. Teraz tworzy drugi fundusz, gdzie docelowo trafić ma 1 mld zł. Ma to być zabezpieczenie firmy w czasie, gdy rynek węgla znów pogrąży się w kryzysie.
Dużo większa niepewność niż w przypadku węgla kamiennego dotyczy przyszłości węgla brunatnego, bo obecnie eksploatowane złoża już się kończą. Budowa nowych kopalń może okazać się niemożliwa z uwagi chociażby na problemy z uzyskaniem decyzji środowiskowych. Projekt krajowej polityki energetycznej nie rozstrzyga, czy nowe inwestycje zostaną zrealizowane. Zakłada natomiast, że w 2040 r. udział tego surowca w miksie energetycznym spadnie z obecnych 33 proc. do zaledwie 5 proc.