Grzegorz Maziak, szef analityków portalu paliwowego e-petrol, przewiduje, że w najbliższym czasie w hurcie spadną ceny, a więc możemy liczyć, że jeszcze przez jakiś czas będziemy tankować dość tanio.

Kartel eksporterów ropy naftowej OPEC przy wsparciu Rosjan już zaakceptował ceny baryłki na poziomie powyżej 60 dol. Teraz Saudyjczycy, znów wspierani przez Rosjan, uważają, że tak naprawdę satysfakcjonowałaby ich cena ok. 70 dol. za baryłkę. A to z kolei, zdaniem Chalida Al-Faliha, oznaczałoby nie tylko przedłużenie obecnego ograniczenia dostaw na rynek do końca tego roku, ale i (być może) kolejne „kosmetyczne” cięcia.
Zdaniem Grzegorza Maziaka może jednak być i tak, że Amerykanie pokrzyżują plany OPEC, bo ostatnio wyraźnie rośnie liczba wiertni, z których wydobywana jest ropa z łupków. – Inwestorzy cały czas obawiają się, że wzrost wydobycia w USA pokrzyżuje plany OPEC i współpracujących z nim producentów spoza kartelu. Perspektywa dziennego wydobycia za oceanem na poziomie 11 mln baryłek jest coraz bardziej realna. Dlatego ważne dla zachowania cen ropy na koniec tego tygodnia będą dane na temat liczby wiertni pracujących na polach naftowych w USA – mówi szef analityków e-petrolu.
Saudyjczycy przez wiele lat byli w OPEC głosem umiaru i rozsądku. Kiedy ministrem ds. ropy by Ali al-Naimi, kierownictwo kartelu skutecznie opierało się naciskom Algierii, Libii i Wenezueli, które domagały się mniejszej produkcji i wyższych cen. Jego następca, Al-Falih, jest zwolennikiem innej polityki. Jego zdaniem trzeba ograniczenia utrzymywać przez cały rok. – Jeśli dojdzie do niedoborów na rynku, jesteśmy to w stanie zaakceptować – mówił w ubiegłym tygodniu. Jego zdaniem nie ma znaczenia, że OPEC praktycznie już doprowadził do tego, że zapasy surowca drastycznie spadły i wynoszą obecnie 80 proc. tego, co przed rokiem. Bo Arabia Saudyjska potrzebuje pieniędzy na sfinansowanie reform wprowadzonych przez księcia Mohammeda bin Salmana, następcę saudyjskiego tronu.