Początkowo nikt nie mówił o jakiejkolwiek umowie. Miały to być jedynie rozmowy saudyjskiego ministra ds. ropy Alego al-Naimiego i jego rosyjskiego odpowiednika – Aleksandra Nowaka. Jednak w stolicy Kataru Dausze okazało się, że do Rosjan i Saudyjczyków szybko dołączyli gospodarze, a potem znaleźli się i Wenezuelczycy, którzy od ponad pół roku zabiegają o jakiekolwiek porozumienie.
Ceny zareagowały spadkiem, chociaż spodziewano się ich umocnienia. – Trudno się spodziewać innej reakcji w sytuacji, gdy do porozumienia nie przystąpiły Iran i Irak. Zwłaszcza że rząd w Teheranie ostatnio zapowiadał większy eksport i taką politykę realizuje. Porozumienie sankcjonuje więc wyraźną nadpodaż i raczej nie zobaczymy w ciągu najbliższych tygodni odejścia od cen na poziomie 30–40 dol. za baryłkę – uważa Jakub Bogucki, analityk e-petrolu.
Jaki to będzie miało wpływ na ceny paliwa na polskim rynku? Oczywiście wiele zależy nie tylko od cen ropy, ale i kursu złotego. – Na polskich stacjach nadal są możliwe spadki nawet do poziomów 3,87 zł dla Pb 95, 3,65 dla diesla i 1,70 dla LPG. Na razie niezbyt prawdopodobne jest odbicie cen detalicznych w tym miesiącu – uważa Bogucki.
Wielka niewiadoma
Do zamrożenia wydobycia ropy doszło po wielomiesięcznych zabiegach. Początkowo aktywni byli wyłącznie Algierczycy i Wenezuelczycy, do których od czasu do czasu przyłączali się Rosjanie, którzy wprawdzie nie są członkiem OPEC, ale za to wydobywają najwięcej ropy. I podobnie jak Wenezuelczycy potrzebują pieniędzy.
Zapewne teraz zaczną się zabiegi dyplomatyczne mające na celu skłonienie Irańczyków i Irakijczyków, by i oni zdecydowali się na podporządkowanie ustaleniom i zamrozili wydobycie. Ale tu pojawia się problem. Bo Irańczycy przez całe lata czekali na powrót na rynki światowe i zwiększenie eksportu. Mają już klientów, właśnie ruszyły „postsankcyjne” dostawy do Europy. W trochę innej sytuacji jest Irak, który nadal stara się dojść do przedwojennego poziomu wydobycia. Czy więc będą chcieli pokazać solidarność, tracąc klientów i pieniądze? Wątpliwe.