Teraz kryzysu nie ma, ale za to ropy jest za dużo. I według prognoz Międzynarodowej Agencji Energii taka sytuacja utrzyma się jeszcze przez cały przyszły rok.
W piątek późnym popołudniem za baryłkę Brenta w transakcjach trzymiesięcznych płacono już tylko 38,5 dol. Jeszcze rano była droższa o 40 centów na baryłce. A w tym tygodniu jej ceny spadły o 9,2 proc.
Jej producenci liczą utracone wpływy, linie lotnicze prognozują kolejny rok rekordowych zysków, przy tym największy skok mają według prognoz IATA odnotować przewoźnicy europejscy.
W krajach, gdzie waluty związane są z dolarem amerykańskim widać wyraźny spadek kosztów transportu i obniżenie inflacji. Amerykanie coraz częściej płacą za galon benzyny poniżej 2 dolarów. Dla krajów, które są uzależnione od eksportu ropy spadek jej cen do poniżej 40 dol. za baryłkę Brenta i prognozy, że nie jest to jeszcze możliwie najniższe notowanie, to poważny sygnał, że z budżetami trzeba będzie „coś” zrobić.
Wiadomo, że OPEC, mimo protestów niektórych członków i nacisków Rosjan jest zdeterminowany utrzymać obecny poziom wydobycia, czy dziennie dostarczać na rynki powyżej 32 mln baryłek ropy. Kartel jednak uważa, że jedynie niskimi cenami jest w stanie utrzymać swój udział w rynku. Chociaż z drugiej strony zaskakuje jednak sytuacja, że przy tak niskich notowaniach tego surowca, nie maleje odporność amerykańskich producentów ropy łupkowej, którzy wyraźnie spowolnili tempo zamykania odwiertów.