Dania zgodziła się przejście gazociągu Nord Stream-2 przez swoje wody. Zgodnie z duńskim prawem po wydaniu zgody, nie jest ona prawomocna jeszcze przez miesiąc. To czas na ewentualne jej zaskarżenie.

Potwierdził to Dmitrij Chondoga, menadżer Gazpromu w rozmowie z agencją Prime: „Jak w wypadku każdego pozwolenia, można je zakwestionować. Od momentu wydania zgody przez Duńską Agencją Energetyczną musi minąć cztery tygodnie. To standardowa procedura”.
Oznacza to, że Gazprom może wznowić układanie rur najwcześniej 27 listopada. A prace potrwają co najmniej pięć tygodni. Tym niemniej prezes Aleksiej Miller wciąż upiera się, że gazociąg będzie gotowy na czas, czyli do końca roku. Nie tłumaczy, jakim cudem.
„Budowa odcinka duńskiego zacznie się w odpowiednim czasie. Dokładna data zależy od wielu czynników – prawnych, technicznych i pogodowych warunków. Mamy nadzieję, że projekt skończymy w terminie”.

""

A worker passes a blue Nord Stream 2 branded protective end cap on a section of pipe at the landing site of Nord Stream 2 gas pipeline, operated by Gazprom PJSC, in Lubmin, Germany/Bloomberg

energia.rp.pl

Położonych jest ponad 2100 km rur (dwie nitki). Do wykonania pozostało 168 km dla każdej z nitek. Po 5 km w wodach Szwecji, po 147 km – Danii i po 16 km w wodach niemieckich. Po zakończeniu budowy gazociąg musi zostać wypełniony gazem. A to zajmie blisko dwa miesiące. – Biorąc pod uwagę, że w duńskich wodach prace mogą ruszyć w końcu listopada, plus pięć tygodni na ich wykonanie i dwa na wypełnienie rur gazem, komercyjne dostawy przez Nord Steram-2  rozpoczną się nie wcześniej niż wiosną 2020 r – ocenia Maria Biełowa z firmy Vygon Consulting, dla gazety Wiedomosti.

Do tego dochodzi problem z infrastrukturą przyjmującą rosyjski gaz na terenie Niemiec – gazociąg Eugal będzie gotowy w 2021 r. – A to oznacza, że Gazprom może transportować w 2020 r przez Nord Stream-2 jedynie do 25 mld m3 gazu rocznie. Jeżeli dodamy do tego pierwszą nitkę Tureckiego Potoku (16 mld m3), zmniejszy to tranzyt przez Ukrainę o 40-50 mld m3. To za mało, by całkowicie zrezygnować z ukraińskiego tranzytu – dodaje Dmitrij Marinczenko z agencji Fitch.