Rozbudowa łącznika LitPol lub kabel podmorski Władysławowo–Kłajpeda to analizowane scenariusze synchronizacji systemów krajów bałtyckich.
Wilno, Ryga i Tallin są dziś zgodne co do tego, że integracja ich systemów z europejskimi sieciami powinna odbyć się przez Polskę. Dyskusje dotyczą zaś najbardziej efektywnego sposobu.
Istotne jest też pogodzenie rozbieżnych interesów politycznych. Estonia jest eksporterem prądu, Litwa – importerem, zaś z Łotwy słychać głosy o możliwości kupna taniej energii z budowanej niezgodnie ze standardami białoruskiej elektrowni atomowej w Ostrowcu, z której przepływ chce blokować Wilno. Polsce zależałoby z kolei na zupełnym odcięciu Królewca.
Wyścig z czasem
Najlepsze opcje wskaże pod koniec maja raport techniczny. W czerwcu rządy zaangażowanych krajów podpiszą polityczne memorandum. Czas nagli, bo jesienią operatorzy przesyłu chcą aplikować o środki unijne. Jest też Rosja, która przyspiesza z projektem desynchronizacji.
– Ważne, że udało nam się oddzielić kwestie techniczne od politycznych – stwierdza w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Žygimantas Vaičiūnas, litewski minister energetyki. Na razie nie chce szafować kwotami dla rozważanych scenariuszy.
Nie robi tego też Daivis Virbickas, prezes litewskiego operatora systemu przesyłowego Litgrid. Wskazuje na porównywalne koszty położenia kabla do Szwecji (NordBalt za 580 mln euro) i łącznika z Polską (LitPol1 za 550 mln euro) i podobny czas realizacji (ok. ośmiu lat).
– Bez względu na to, czy wybierzemy linię napowietrzną na prąd zmienny czy kabel podmorski na prąd stały, i zaczniemy je realizować jutro, to i tak skończymy w 2026 r. – tłumaczy Virbickas. Dlatego optuje, by bez zwłoki rozpocząć synchronizację na bazie dostępnej infrastruktury (LitPol Link1 daje dziś 500 MW, a docelowo do 1 tys. MW), a także by podjąć kroki do wdrożenia rozwiązania wspierającego ów łącznik w przyszłości. Nie byłoby wtedy ryzyka przeciągnięcia inwestycji poza 2025 r., na kiedy wyznaczono finał synchronizacji.