W najbliższych tygodniach stabilizacja cen diesla przeprowadzana w sposób sztuczny przez Orlen na niewiele może się zdać, gdyż głównym problemem są ograniczone dostawy tego surowca na krajowy rynek. – Braki diesla na polskim rynku już odczuwamy, co doskonale widać chociażby po relacjach cenowych między tym paliwem a benzyną. Kiedyś standardową sytuacją było, że za olej napędowy płaciliśmy o około 1 zł mniej niż za benzynę, a od paru miesięcy relacje te są dokładnie odwrotne -– mówi Andrzej Sikora, prezes Instytutu Studiów Energetycznych.
Jego zdaniem na świecie jest dużo diesla. W przypadku Polski problem polega jednak na jego utrudnionej i drogiej logistyce, co jest konsekwencją wojny w Ukrainie. Nasz kraj przez wiele lat opierał się na imporcie ze Wschodu - z Białorusi i Rosji pochodziło nawet 80-90 proc. sprowadzanego oleju napędowego - i dziś widać skutki tego uzależnienia. Z tego właśnie powodu Unia Europejska z dużym wyprzedzeniem poinformowała o wprowadzeniu embarga na rosyjskie produkty ropopochodne, tak aby dać krajom członkowskim czas na zastąpienie ich dostawami z alternatywnych kierunków.
– Do obecnej sytuacji nasz kraj mógł się jednak lepiej przygotować, m.in. poprzez utworzenie większych niż ma to miejsce obecnie zapasów oleju napędowego. Trzeba też zauważyć, że pod koniec września doszło w płockiej rafinerii Orlenu do pożaru instalacji Hydroodsiarczania Gudronu i do dziś ona nie pracuje, a to m.in. oznacza zmniejszoną produkcję oleju napędowego w Polsce – twierdzi Sikora.
Czytaj więcej
Stacje benzynowe zaczynają wdrażać do swojej oferty benzynę E10, posiadającą o 5 proc. więcej biokomponentów niż do tej pory dostępne paliwo E5. Taką możliwość przyniosła nowelizacja ustaw o biokomponentach i biopaliwach ciekłych. O czym trzeba wiedzieć zanim wlejemy nowe paliwo do baku?
Dodaje, że sytuacja naszego kraju w zakresie dostaw diesla pogorszyła się również ze względu na fuzję Orlenu z Lotosem. W efekcie oddano infrastrukturę, w tym bazy magazynowe do Unimotu. Ponadto dziś Saudi Aramco ma 30 proc. udziałów w gdańskiej rafinerii i prawo do 50 proc. jej produktów, które będzie sprzedawał tam, gdzie uzyska za nie lepsze ceny, co niekoniecznie musi oznaczać dostawy na polski rynek, chyba że lepiej zapłacimy.