Na fakt, że dyskusja o aktualizacji „Polityki energetycznej Polski” nie toczy się już wokół mocy OZE, lecz raczej wokół próby poradzenia sobie z dużą liczbą źródeł niesterowalnych w systemie, zwraca uwagę Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego. – Planowana moc OZE do 50,5 GW to duża zmiana. OZE to tania energia elektryczna w hurcie w godzinach dużej produkcji, ale też duże wyzwanie bilansowania sieci – mówi. – Przy planowanej zmianie rynku bilansującego i wzroście mocy z OZE ceny ujemne będą na porządku dziennym. Dlatego też niezmiernie ważnym aspektem jest zwiększanie elastyczności systemu. Budowa magazynów energii (elektrochemicznych) oraz rozbudowa sieci powinny iść równolegle ze wzrostem zainstalowanej mocy OZE – podkreśla.
Nowy plan potrzebny
Jak wskazuje prof. Konrad Świrski z Politechniki Warszawskiej, jeśli plany rządu są tak ambitne, jak wskazują na to ostatnie informacje, równie ambitne powinny być plany rozwoju sieci elektroenergetycznych. – Nie mamy na zmiany 17 lat, ale co najwyżej siedem. Za kilka lat spotkamy się z luką generacyjną po węglu, który rząd chce pozostawić w strukturze, ale sam przyznaje, że nie ma jeszcze planu, jak to zrobić. Z drugiej strony słyszymy o dużych inwestycjach w OZE, a kilka tygodni temu rząd w niedostateczny sposób zliberalizował zasady lokowania farm wiatrowych – mówi Świrski. Jego zdaniem w kontekście tak dużych planów wobec OZE zachowawczo wygląda ubiegłoroczny plan rozwoju sieci PSE do 2032 r. Zakłada on, że 50 proc. energii wyprodukowanej z OZE będzie, ale bliżej 2032 r. – Bez równie intensywnego planu rozwoju sieci i przyłączeń dużych OZE realizacja planu stoi pod dużym znakiem zapytania – mówi Świrski. Wskazuje, że rząd powinien postawić na większy rozwój magazynów energii. Jaką mocą magazynów trzeba dysponować, aby zbilansować tak duży udział OZE? – Jak największą, im więcej magazynów, tym lepiej. Finalnie największym problemem są pieniądze. Kluczowe więc będzie jak najszybsze odblokowanie środków z KPO – mówi.
Energetyka obywatelska
Na zupełnie inną kwestię zwraca uwagę Grzegorz Onichimowski, były prezes Towarowej Giełdy Energii. Jego zdaniem podstawowym zarzutem wobec projektu strategii energetycznej jest kontynuacja centralnego zarządzania energetyką. – Widać to na przykładzie wspierania konwencjonalnej energetyki. Rząd nadal chce polegać na dużych inwestycjach gazowych i węglowych wspieranych przez rynek mocy, za który krocie zapłacą obywatele. Tymczasem rynek mocy wymaga zmiany, aby był instrumentem realizacji strategii energetycznej. Te moce są potrzebne, ale rozproszone, a wsparcie nie powinno pokrywać wszystkich kosztów inwestycji, czyniąc ją zyskowną, nawet gdy wybudowana elektrownia nie pracuje – mówi.
Wskazuje, że sama idea rozwoju OZE, poza morską energetyką wiatrową, to energetyka obywatelska, gdzie energia przesyłana jest na krótkie odległości, lokalnie lub najlepiej konsumowana w największym stopniu na miejscu. – Tylko w takim modelu można mówić o dużej ilości energii z OZE, a ta strategia tego nie gwarantuje. Energia z OZE w 70–80 proc. będzie przesyłana i konsumowana z pominięciem „autostrad przesyłowych”, a strategia wydaje się tego nie dostrzegać, bo kluczowe ustawy stoją. Chodzi o dzielenie się siecią i przyłączeniami przez inwestorów OZE (cable pooling) oraz umożliwienie inwestorom budowy linii bezpośrednich. Rząd nad nimi pracuje, ale to trwa latami. To stwarzanie pozorów transformacji – ocenia Onichimowski.