Dziś nad wszystkimi ekoelektrowniami nad Wisłą górują wiatraki z zainstalowanym potencjałem przekraczającym 5,8 tys. MW. Ich dominująca rola zapewne się nie zmieni, jednak najmniejsza obecnie branża OZE, czyli fotowoltaika (licząca ok. 280 MW mocy, z których tylko ok. 100 MW to działające komercyjnie źródła) wkrótce może wyjść na pozycję wicelidera.
Spadające koszty
Największy przyrost mocy ze Słońca będzie miał miejsce dzięki aukcjom, gdzie wygraną jest nawet 15-letni rządowy kontrakt z gwarantowaną ceną. Jak szacuje Instytut Energetyki Odnawialnej, w tym systemie do 2020 r. powstanie ok. 1,2 tys. MW. Łącznie z mikroinstalacjami prosumentów o mocy 300 MW i ok. 200 MW zbudowanych na zasadach komercyjnych źródeł małych autoproducentów, np. rolników i małego biznesu, u progu kolejnej dekady w Polsce może funkcjonować ok. 2 tys. MW mocy słonecznych.
Taki poziom rekomendowały Polskie Sieci Elektroenergetyczne w raporcie podsumowującym wprowadzenie stopni zasilania w sierpniu 2015 r. – W Polsce energetyka słoneczna stanie się raczej domeną sieci niskich napięć i będzie rozwijana przez prosumentów na dachach domów. Nie wierzę w znaczący potencjał dużych farm słonecznych w naszej szerokości geograficznej – uważa Eryk Kłossowski, prezes PSE. Jego zdaniem fotowoltaika w tej formule nie potrzebuje dodatkowego wsparcia.
– Już dziś instalacja o mocy 5 kW kosztująca ok. 20 tys. zł zwraca się w ciągu siedmiu lat – dodaje Kłossowski.