Operator systemu przesyłowego chce zaprosić część elektrowni wiatrowych do świadczenia usług regulacyjnych poprzez redukcję mocy na jego żądanie. Jest to potrzebne w okresie nadmiernej podaży energii i niskiego zapotrzebowania na nią. Z taką sytuacją energetycy mierzą się zazwyczaj podczas świąt i długich weekendów, kiedy część zakładów przemysłowych ma przerwę. Nie inaczej było w ostatnie Święta Wielkanocne. Zwłaszcza że dodatkowo porządnie wtedy powiało i wiatraki produkowały prąd jak szalone.
Prezes PSE Eryk Kłossowski w rozmowie z „Rzeczpospolitą” zapowiada, że niebawem wyjdzie do rynku z konkretną propozycją. – Farmy od dawna zgłaszały możliwość uczestniczenia w takim systemie. Z kolei PSE na dużych zbiorach danych zaobserwowały, że nie jest to niemożliwe. Okazuje się, że prognozy pogody są dość trafne. Na ich podstawie udaje nam się z dużą precyzją przewidywać produkcję z wiatraków – argumentuje.
Sytuacja win-win
Nie wiadomo, jaki potencjał wiatraków operator uwzględni i ile zechce zapłacić ich właścicielom za usługę. – Do świadczenia usług regulacyjnych polegających na redukcji mocy, czyli tzw. alokacji rezerwy wtórnej, przystosowane są nowe farmy wiatrowe z zainstalowanymi układami automatyki. Mają w Polsce łączną moc 2,5–3 tys. MW, a do 2020 r. powstanie kolejny 1 tys. MW – szacuje Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW). W jego ocenie operatorowi do zbilansowania systemu przy zwiększonej wietrzności i niskim popycie na moc potrzeba 600–1000 MW. – Właściciele farm są zainteresowani świadczeniem takich usług za opłatą. Taki potencjał bez trudu udałoby się zgromadzić – twierdzi Gajowiecki.
Branża oczekiwałaby stawki 130–140 zł/MWh, z czego ok. 70 zł/MWh za samą energię. Resztę stanowiłaby średnia cena zielonych certyfikatów, instrumentu wsparcia dla odnawialnych źródeł energii.
– Przy dużej nadpodaży energii spowodowanej większą wietrznością i niskim zapotrzebowaniem na energię cena na rynku idzie drastycznie w dół. Farmy nie dostaną wtedy na giełdzie więcej niż 70 zł/MWh – tłumaczy Gajowiecki. Podkreśla, że wszyscy będą wygrani. Wiatraki, ograniczając swoją produkcję prądu, zminimalizują potrzebę wyłączania elektrowni węglowych. – Wyłączanie elektrowni na kilka godzin, a potem uruchamianie nie tylko jest droższe, ale też zwiększa awaryjność tych bloków – zauważa Gajowiecki.