Unijni przywódcy spotkali się stolicy Czech na nieformalnym szczycie w środku największego kryzysu energetycznego w historii. Gazu może w zimie zabraknąć, a ceny prądu osiągają poziom, który staje się problemem dla gospodarstw domowych i firm. Kilka ważnych decyzji podjęto już wcześniej, jak obowiązkowe zmniejszenie zużycia gazu, szybkie wypełnienie magazynów czy – to ostatnie posunięcie – specjalne opłaty nałożone na producentów osiągających teraz nadzwyczajne zyski. Z tej daniny rządy będą mogły wspierać wybrane grupy konsumentów czy firm. Ale nierozstrzygnięta pozostaje kwestia: czy i jak UE ma ograniczać cenę importowanego gazu. – Wszyscy zgadzają się, że musimy obniżyć ceny energii, ale nie ma zgody, jakich dokładnie instrumentów użyć – powiedział polski premier Mateusz Morawiecki. Przywódcy odłożyli więc dyskusję do kolejnego, tym razem formalnego spotkania Rady Europejskiej w Brukseli za dwa tygodnie.

Komisja Europejska gotowa jest przygotować propozycję, ale odnoszącą się tylko do części problemu. Po pierwsze, limit cenowy na import gazu z Rosji, co – jak sama Bruksela przyznaje – będzie bardziej symboliczną sankcją na Rosję niż mechanizmem prowadzącym do obniżenia ceny w Europie. Bo gazociągi z Rosji tłoczą już tylko 7,5 proc. importowanego przez UE surowca, podczas gdy przed wojną było to aż 40 proc. Po drugie, KE obiecała zająć się odcięciem ceny prądu od ceny gazu.

Polska jest w awangardzie krajów, które uważają, że trzeba taką decyzję podjąć, ale w odniesieniu do całości gazu. Dzień przed dyskusją w Pradze przedstawiła propozycję opracowaną przez ekspertów z Polski, Włoch, Belgii i Grecji. Mówi ona o dynamicznym korytarzu cenowym na rynku hurtowym gazu, dla którego punktem odniesienia byłaby np. cena ropy i/lub cena gazu na rynkach USA i w Azji. Cena w UE miałaby być na tyle wysoka, żeby nie zniechęcać dostawców LNG do sprzedawania surowca w Europie. Propozycja mówi też o nadzwyczajnych mechanizmach na wypadek braku surowca, w tym zakupach w imieniu UE, ograniczeniu popytu itp. I przekonuje, że nie należy zajmować się tylko elektrycznością, bo to oznacza ignorowanie dwóch trzecich rynku gazu. Jeśli cena gazu z importu pozostanie wysoka, to państwa będą musiały dużo wydawać, żeby subsydiować elektryczność.