Budowa Baltic Pipe, który ma połączyć nasz kraj ze złożami w Norwegii, to jeden ze sztandarowych projektów w zakresie bezpieczeństwa energetycznego Polski. Dziś jego znaczenie jest jeszcze większe, niż mogło się to wydawać kilka kwartałów temu, zwłaszcza wziąwszy pod uwagę, że od końca kwietnia Gazprom postanowił jednostronnie wstrzymać przesył surowca nad Wisłę.
W efekcie w tym roku ze Wschodu otrzymaliśmy tylko 3 mld m sześc. błękitnego paliwa, i zapewne ta ilość już się nie zmieni. Tymczasem zgodnie z kontraktem jamalskim do końca tego roku dostawy powinny sięgać do 10,2 mld m sześc. rocznie. W 2022 r. pojawia się zatem deficyt 7 mld m sześc., czyli w wysokości około jednej trzeciej naszego rocznego zużycia.
Czytaj więcej
Gazociąg podmorski Baltic Pipe został połączony z systemami przesyłowymi Polski i Danii — poinformował w komunikacie Gaz-System.
Gazu może zabraknąć
Baltic Pipe na razie nie pozwoli na istotne zmniejszenie tego deficytu, bo przesył ma być uruchomiony od 1 października. Co więcej, wówczas gazociąg osiągnie moce na poziomie 2–3 mld m sześc. rocznie. Dopiero od stycznia mają one wzrosnąć do 10 mld m sześc., co spowodowane jest opóźnieniami, jakie wystąpiły w Danii. Tym samym w tym roku poprzez Baltic Pipe będziemy mogli otrzymać do 0,75 mld m sześc. gazu. Biorąc to pod uwagę i zaczynający się od października sezon grzewczy, może okazać się, że gazu w Polsce zabraknie. Taki scenariusz przedstawił niedawno Janusz Kowalski, poseł koalicji rządowej i przewodniczący Parlamentarnego Zespołu ds. Suwerenności Energetycznej, a w latach 2016–2017 wiceprezes PGNiG. Jego zdaniem „można poczynić założenie, że przy negatywnych warunkach pogodowych gazu zabraknie po około 30 dniach. Zaś przy sprzyjających warunkach (system gazowy – red.) będzie pracował 100 dni”.
Gdyby tego było mało, wokół Baltic Pipe pojawiają się nowe zawirowania. Chodzi m.in. o dymisję Piotra Naimskiego z funkcji pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. To on sprawował nadzór nad Gaz-Systemem i projektem Baltic Pipe. Część polityków uważa, że został odwołany, gdyż sprzeciwiał się fuzji Orlenu z Lotosem i PGNiG oraz wzmógł zamieszanie w sprawie kontraktacji dostaw gazu z Norwegii do Polski. W tym drugim przypadku należy zwrócić uwagę na współpracę Naimskiego z Piotrem Woźniakiem, który w latach 2016–2020 był prezesem PGNiG.