Komisja Europejska przedstawiła wczoraj raport o stanie prac nad unią energetyczną. Elementem komunikatu była deklaracja w sprawie Nord Streamu, którą zapowiedzieliśmy w „Rzeczpospolitej” 16 listopada. KE ogłosiła, że skrupulatnie oceni zgodność z unijnym prawem projektu budowy 3. i 4. nitki gazociągu na dnie Morza Bałtyckiego.
Podkreśliła, że projekt ten nie tworzy dostępu do żadnego nowego źródła gazu i że zwiększy tylko przepustowość infrastruktury z Rosji, która zresztą i tak nie jest w pełni wykorzystywana (rurociąg Opal, który tłoczy gaz z Nord Streamu 1 na terenie Niemiec, jest wykorzystywany w 50 proc.). Na więcej Gazprom nie dostał zgody, bo nie spełnia wymogów unijnego 3. pakietu energetycznego, który zabrania monopolizowania infrastruktury przesyłowej przez dostawcę surowca.
– Na więcej Gazprom nie dostanie zgody, bo ma dominującą pozycję na rynku – powiedział Maros Sefcovic, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej ds. unii energetycznej. W komunikacie KE wyraźnie twierdzi, że Ukraina jest wiarygodnym partnerem tranzytowym.
Filary unii
Pomysł unii energetycznej promował w przeszłości były przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, a potem były polski premier Donald Tusk. KE podchwyciła temat i w lutym tego roku zapowiedziała działania na rzecz unii, która ma być oparta na kilku filarach.
Pierwszym jest głoszony od dawna, i realizowany w praktyce, postulat dekarbonizacji, czyli zmniejszania zależności od węgla i zmniejszania emisji CO2. Drugim – zwiększenie efektywności energetycznej, poprzez m.in zmniejszenie zużycia energii, ale też np. lepszą izolację budynków czy bardziej ekonomiczny transport. Trzecim elementem unii energetycznej jest dokończenie budowy rynku wewnętrznego, tak aby sieć połączeń energetycznych pomiędzy 28 krajami UE umożliwiła w pełni konkurencyjną grę na rynku energii i bezpieczeństwo. Wreszcie czwarty element, dla Polski najważniejszy, to zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego poprzez zróżnicowanie dróg i źródeł dostaw, ale też wspólną energetyczną dyplomację.