Przekonywał do tego Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej, podczas odbywającej się w Rzeszowie III Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej „Bezpieczeństwo energetyczne".
Gazociągiem Baltic Pipe popłynie do nas ok. 10 mld m sześc. gazu ze złóż norweskich. Z kolei terminal LNG po rozbudowie dostarczy ok. 7,5 mld m sześc. (dziś jego wydolność to 5 mld m sześc.).
– Obecne zużycie wynosi 16–17 mld m sześc. Wszystko też wskazuje na to, że nadal będziemy mogli wydobywać 4–5 mld m sześc. własnego gazu – tłumaczył Naimski. – Nietrudno wyliczyć, że będziemy dysponowali nadwyżką 5–6 mld m sześc. rocznie. To połowa tego, co każdego roku musi importować Ukraina.
W jego ocenie projekt dywersyfikacji źródeł dostaw, w którym kluczową rolę odgrywa teraz rura z Norwegii, może zmienić sytuację w regionie. Ma to znaczenie w kontekście Ukrainy, która sprowadza ok. 11 mln m sześc. gazu.
Zdaniem wiceprezesa ds. handlowych PGNiG Macieja Woźniaka skutkiem dywersyfikacji będzie urynkowienie ceny błękitnego paliwa. – Dziś gaz rosyjski jest sprzedawany nam za drogo. Tak pozostanie, dopóki nie będzie pełnej alternatywy – podkreślił Woźniak.