– Wszystko zależy od faktycznego zapotrzebowania, obserwujemy rynek, na początku przyszłego roku chcemy znów sprawdzić, jakie będzie zainteresowanie usługą regazyfikacyjną ze strony firm – mówi prezes spółki Gaz-System Jan Chadam. Gaz-System, który jest operatorem sieci gazociągowej w kraju, odpowiada też za powstanie gazoportu, czyli terminalu gazu skroplonego.
Inwestycję zaakceptował rząd jako niezbędną do poprawy bezpieczeństwa energetycznego kraju. Terminal po raz pierwszy umożliwi Polsce import gazu statkami, praktycznie z dowolnego rejonu świata, co w sytuacji wieloletniego uzależnienia od dostaw z Rosji ma kluczowe znaczenie. Nawet gdyby nie zapadła decyzja o jego rozbudowie i dostawy przez Świnoujście wyniosą „tylko" 5 mld m sześc. gazu rocznie, to pokryłyby jedną trzecią zapotrzebowania Polski na gaz w latach 2014 – 2015.
Nie tylko dla PGNiG
Gazoport zostanie uruchomiony w połowie 2014 roku, ale jak dotąd tylko Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo zainteresowane jest sprowadzaniem gazu do kraju statkami. Firma ma umowę z Katarem na import 1,3 mld m sześc. gazu rocznie. To oznacza wykorzystanie zaledwie jednej czwartej możliwości terminalu. Gaz-System liczy na kolejnych klientów, by w początkowym okresie działalności gazoport był wykorzystywany w 60 proc. Szansą są firmy, które zużywają dużo gazu do produkcji.
Eksperci branży przyznają, że kluczowe znaczenie mieć będzie dostępność i cena gazu skroplonego. Wydaje się, że w kolejnych latach LNG może tanieć, bo możliwa jest nadpodaż na rynku w sytuacji dalszego rozwoju wydobycia gazu łupkowego w USA. Z jednej strony dlatego, że USA, które jeszcze trzy lata temu były znaczącym importerem LNG, teraz sprowadzają znikome ilości, a z drugiej – bo same mogą zdecydować się za cztery – pięć lat na eksport LNG z łupków.
Im wyższy stopień wykorzystania gazoportu, tym lepiej dla jego klientów, bo opłata za usługę regazyfikacyjną może spadać. Koszty inwestycji, jaką jest terminal, będą i tak wliczone w działalność Gaz-Systemu, a zatem i taryfę, jaką ta spółka stosuje. Pojawiały się nawet propozycje, by do stawki przesyłowej wprowadzić stały element – tzw. opłatę dywersyfikacyjną. Każdy odbiorca płaciłby tym samym za bezpieczeństwo dostaw, czyli istnienie terminalu.