Należąca do największej grupy energetycznej spółka PGE GiEK oraz chemiczna Grupa Azoty, które mają po 50 proc. udziałów w spółce celowej planującej realizację tego projektu, do końca roku przesunęły decyzję dotyczącą dalszych losów inwestycji w Puławach. Miała tam powstać jednostka gazowo-parowa o mocy 800–900 MW. Jej szacowany koszt opiewał na 3 mld zł.
Nieoficjalnie się mówi, że PGE może się wycofać z projektu, zwłaszcza w kontekście rozpoczętej w lutym priorytetowej rozbudowy Elektrowni Opole. Przedstawiciele energetycznej spółki już kilkakrotnie dawali do zrozumienia, że bez długofalowego wsparcia dla kogeneracji, czyli jednoczesnej produkcji energii i ciepła, opłacalność puławskiej elektrociepłowni stoi pod znakiem zapytania.
– Wsparcie jest jednym z czynników determinujących realizację tej inwestycji – stwierdza w rozmowie z „Rz" Grzegorz Kulik, rzecznik Grupy Azoty.
Na razie przedłużono je do 2018 r. Stosowna ustawa czeka już na podpis prezydenta i jest oczekiwana przez rynek w kwietniu lub maju. Ale branża elektrociepłownicza bije na alarm. Jej przedstawiciele postulują wydłużenie tego horyzontu nawet o 10–15 lat.
– Z obu stron nie ma entuzjazmu do kontynuacji tego projektu. Dla Puław jest on zbyt kosztowny, a dla PGE – zbyt ryzykowny – twierdzi Flawiusz Pawluk z UniCredit CAIB. Analityk zauważa, że w ostatniej prezentacji energetycznej spółki Elektrociepłowni Puławy nie ma wśród priorytetowych projektów inwestycyjnych. Nie podejrzewa więc, by decyzję w sprawie jego realizacji podjęto w ciągu najbliższych 2–3 lat.