Taka transakcja dotyczyłaby 24 projektów farm wiatrowych o łącznej mocy ok. 890 MW, które skupione są w kontrolowanej przez CEZ Polska spółce Eco-Wind Construction. – Bierzemy pod uwagę wszystkie możliwości – odpowiedziała „Rz" Barbora Pulpanova, rzecznik prasowy czeskiej grupy, gdy zapytaliśmy o zamiary wobec polskich aktywów.
CEZ szuka nabywcy na rumuńską farmę wiatrową. Jego przedstawiciele przyznają, że sondują rynek. Zaznaczają jednak, że na razie nie prowadzą żadnych rozmów z potencjalnymi zainteresowanymi. Firma myśli o rezygnacji z rumuńskich farm ze względu na zmianę tamtejszego systemu wsparcia dla odnawialnych źródeł energii (OZE). Zgodnie z nowymi regulacjami wstrzymano w Rumunii wydawanie części tzw. zielonych certyfikatów dla zielonych instalacji. Oznacza to, że w przypadku farm wiatrowych dopłaty obcięto o połowę. Za megawatogodzinę wyprodukowanej energii wiatrowej przedsiębiorca otrzyma jeden zielony certyfikat zamiast dwóch. Jednocześnie wprowadzono ograniczenia możliwości obracania tymi świadectwami pochodzenia energii.
W Polsce niepewność regulacyjna też nie zachęca koncernu do inwestowania. Ustawa o OZE powstaje od kilku lat. W porównaniu ze wstępnymi założeniami projekt, nad którym jutro pochyli się rząd, całkowicie zmienia koncepcję wspierania zielonej energetyki.
– Zapisy projektu sugerują, że energetyka wiatrowa będzie rentowna, a więc CEZ powinien być zainteresowany rozwojem swoich projektów i udziałem w aukcjach energii. Ale wszystko zależy od tego, kiedy ostatecznie regulacje wejdą w życie i jak kształtować się będzie cena energii wiatrowej w przetargach – zauważa Stanisław Ozga z DM PKO BP.
Ale CEZ wyciągnął lekcję z historii rumuńskiej, w której utopił ponad 1 mld euro, i na razie nie zamierza rozwijać polskich projektów. – Ostateczny kształt ustawy o OZE będzie mieć wpływ na plany rozwoju poszczególnych farm wiatrowych należących do CEZ w Polsce – mówi Pulpanova. —awk