Donald Tusk wystąpił wczoraj do Brukseli na konferencji dotyczącej bezpieczeństwa energetycznego. Była to świetna okazja dla polskiego premiera, by przekonać polityków i ekspertów o rządowym pomyśle oparcia unii energetycznej na wspólnych zakupach gazu. Polski premier przyznał jednak, że do tej pory nie uzyskał poparcia. – Odwiedziłem prawie wszystkie stolice europejskie. Wszędzie wspólna polityka zakupowa budzi niepokój. A niektórzy mówią nawet, że to niemożliwe – stwierdził premier.
Tusk próbował przekonywać słuchaczy, że tak jak Unia Europejska w celu przezwyciężenia kryzysu finansowego zdecydowała się na unię bankową, to tak samo w celu przełamania zależności energetycznej od Rosji powinna zdecydować się na wspólne zakupy. A potencjalnym krytykom, którzy uważają, że wspólna agencja negocjująca jedną cenę gazu dla wszystkich firm w Europie byłaby niepotrzebnym ingerowaniem w prywatne tajemnice handlowe, odpowiadał, że przecież europejski nadzorca bankowy też będzie miał wgląd w tajemnice banków, i wszyscy się na to zgodzili w imię nadrzędnego europejskiego interesu. Nie wspomniał tylko, że Polska do unii bankowej na razie się nie wybiera.
Na razie żadna z instytucji unijnych nie wyraziła poparcia dla mechanizmu wspólnych zakupów. Günther Oettinger, komisarz ds. energii, już wcześniej powiedział, że jest przeciwny powstaniu jednej agencji, która administracyjnie ustalałaby cenę gazu dla wszystkich.
Wczoraj w Brukseli przemawiał i Oettinger, i przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso. Obaj mówili o konieczności stworzenia wspólnej polityki energetycznej, czym KE zajmuje się od kilku lat. Żaden nie wymienił jednak wspólnych zakupów jako elementu koniecznego do stworzenia unii energetycznej. Wymieniali tradycyjne takie instrumenty, jak dokończenie budowy wspólnego rynku energii i infrastruktury łączącej różne kraje, dywersyfikację źródeł i dróg dostaw, walkę z niekonkurencyjnymi klauzulami w kontraktach gazowych. KE opowiada się też za zwiększeniem efektywności energetycznej oraz szybkim uzgodnieniem celów polityki klimatycznej na 2030 rok, co nie podoba się Polsce.