Obniżka emisji gazów cieplarnianych aż o 30 proc. do 2030 r. – taki ambitny cel postawił wczoraj Stanom Zjednoczonym prezydent Barack Obama.
Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) przedstawiła w poniedziałek propozycję nowych przepisów, które mają ograniczyć emisję niebezpiecznych gazów o 25 proc. do 2020 i o 30 proc. do 2030 r. Jako punkt wyjścia przyjęto poziom emisji z 2005 r. Nowy cel będzie o tyle łatwiejszy od osiągnięcia, że w ciągu minionych dziewięciu lat udało się już zmniejszyć emisję o ok. 10 proc.
Regulacje uderzą w elektrownie, które są odpowiedzialne za 40 proc. wszystkich emisji gazów do atmosfery, głównie w siłownie węglowe. Jest ich w USA ponad 600 i zgodnie z planem mają być stopniowo zastępowane czystszymi elektrowniami gazowymi oraz siłowniami wykorzystującymi odnawialne źródła energii.
Propozycji sprzeciwiają się republikanie, którzy otwarcie popierają węglowe lobby. Senator Mike Kenzi reprezentujący stan Wyoming oświadczył, że plan EPA oznacza „koniec węgla kamiennego i utratę pracy dla 800 tys. ludzi". Jeśli prezydent dopnie swego, wszyscy Amerykanie będą płacić wyższe rachunki za prąd i gaz – ostrzega sen. Kenzi. Amerykańska Izba Handlowa ostrzegła, że wprowadzenie w życie nowych norm uszczupli PKB o 350 mld dol. rocznie.
Obama odpiera te zarzuty. Jego zdaniem nowe przepisy przyczynią się do zmniejszenia zanieczyszczenia powietrza oraz do rozwoju tańszych technologii pozyskiwania czystej energii, co jego zdaniem może się okazać motorem napędowym wzrostu.