Dysproporcje w cenach surowców energetycznych widoczne są zwłaszcza między Unią Europejską a USA. Ich źródłem jest ciągle rosnące wydobycie ropy i gazu, zwłaszcza ze złóż niekonwencjonalnych, mające miejsce za Atlantykiem, które nakłada się na wciąż obowiązujący zakaz eksportu tych surowców i powoduje spadek cen.
– Niższe ceny energii powiększają przewagę konkurencyjną gospodarki USA, która jest szczególnie wysoka w przemysłach naftowym i petrochemicznym. Płynąca stąd presja na marże produktowe i rafineryjne jest, obok malejącego popytu, jednym z głównych powodów trudnej sytuacji europejskich rafinerii – mówi Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen.
W UE i USA od pewnego czasu popyt na ropę i paliwa mocno spada. Rośnie za to w krajach rozwijających się, zwłaszcza azjatyckich. To powoduje określone konsekwencje, zwłaszcza w naszej części świata. Z najnowszych szacunków wynika, że do 2030 r. w krajach UE zapotrzebowanie na paliwa i inne produkty rafineryjne spadnie ogółem prawie o 1/5.
Nie wszystkie produkty będą jednak podlegać takim tendencjom. W stosunku do tego, co obserwujemy dziś, szczególnie mocno w strukturze popytu na paliwa wzrośnie udział tzw. średnich destylatów, czyli m.in. oleju napędowego i paliw lotniczych. W łącznej konsumpcji paliw ich udział może zwyżkować nawet do 60 proc. w perspektywie najbliższych 16 lat.
Eksperci uważają, że obserwowane tendencje będą miały ogromny wpływ na kondycję całego przemysłu rafineryjnego w Europie. Po pierwsze, wraz ze spadkiem ogólnego zapotrzebowania na paliwa będą musiały zostać zamknięte kolejne rafinerie. Po drugie zmiana struktury konsumpcji paliw może mocno zwiększyć zależność UE od importu średnich destylatów. Alternatywą będzie zwiększenie ich produkcji w funkcjonujących rafineriach. Takie rozwiązanie, biorąc pod uwagę dużą energochłonność instalacji, może być jednak nieopłacalne i trudne do realizacji.