Przyjęto też, że Niemcy mają instalować co roku określoną moc w poszczególnych technologiach. I tak dla elektrowni wiatrowych na lądzie przyrost ten wynosi 2,5 GW netto, dla fotowoltaiki – 2,5 GW rocznie, ale bez uwzględnienia instalacji wycofywanych, dla biomasy – wzrost o 100 MW rocznie. Dla elektrowni wiatrowych na morzu nie wpisano rocznych wskaźników, ale ich ogólna moc zainstalowana ma wynosić 6,5 GW w 2020 r. i 15 GW w 2030 r.
Słońce na Wyspach
Dynamiczny przyrost ekologicznych instalacji widać także w Wielkiej Brytanii. Jak wskazuje Krzysztof Żmijewski, sekretarz generalny Społecznej Rady ds. Gospodarki Niskoemisyjnej, pod koniec I kwartału tego roku na Wyspach było prawie 470,9 tys. instalacji prosumenckich, których łączna moc sięgała niespełna 2,39 GW.
Zdecydowaną większość, i to zarówno pod względem ilości, jak i zainstalowanej mocy, stanowiły źródła oparte na wytwarzaniu energii z promieni słonecznych (patrz grafika). Taki rozwój był możliwy w kraju, w którym warunki pogodowe powodują, że instalacje solarne pracują z nieco mniejszą wydajnością niż w Polsce.
Ale – jak zauważa Żmijewski – zarówno nad Renem, jak i nad Tamizą dopuszcza się możliwość instalowania źródeł prosumenckich u osób fizycznych, jak też na dachach siedzib przedsiębiorstw handlowych, usługowych i w przemyśle.
Tymczasem dane URE wskazują, że do końca I półrocza 2014 r. do sieci spółek dystrybucyjnych przyłączono zaledwie 312 najmniejszych źródeł o mocy łącznej zaledwie ok 1,7 MW. To jeden z najniższych wskaźników rozwoju mikroinstalacji w całej Europie. Niekorzystnym zjawiskiem jest też wzrost udziału źródeł w przedziale 10–40 kW, przy spadku udziału źródeł o mocach do 10 kW oraz jednoczesny spadek współczynnika zużycia energii na własne potrzeby wyprodukowanej przez domowych wytwórców z 37 proc. w 2013 r. do 29 proc. w 2014 r. —awk
Spodziewany boom w budowie farm wiatrowych
Do końca 2012 r. rynek OZE w Polsce rozwijał się bardzo intensywnie. – Z uwagi na sięgające nawet 260–280 zł ceny zielonych certyfikatów i dodatkowe dotacje pozyskiwane przez inwestorów na budowę wiatraków, to były to niejednokrotnie inwestycje życia zwracające się w kilka lat – mówi Bartłomiej Pawlak, prezes spółki BOŚ Eko Profit, która zajmuje się doradztwem i sama inwestuje w projekty OZE. Późniejsze załamanie rynku tłumaczy niepewnością instytucji finansowych co do przyszłych regulacji, a także spadkiem cen na rynku świadectw pochodzenia – które na początku 2013 r. osiągnęły „dołek" na poziomie nieco poniżej 100 zł. Ale Pawlak widzi ożywienie w biznesie. Już druga połowa 2013 r. była zapowiedzią tegorocznego boomu na farmy. – Mimo wstrzemięźliwości prawie całego sektora w przypadku BOŚ inwestorzy otrzymali sygnał, że mogą liczyć na finansowanie, o ile ich projekty zostaną zamknięte przed końcem 2015 r. – deklaruje szef BOŚ Eko Profit. Bo to ostatni dzwonek, by skorzystać z wyboru między systemem zielonych certyfikatów a systemem aukcyjnym. Projekty ukończone później będą z definicji wchodziły w reżim aukcyjny, który na razie traktowany jest z rezerwą. A ponieważ pierwsze aukcje mogą się odbyć z poślizgiem, nawet około połowy 2016 r., branżę czeka więc wielomiesięczny przestój. Chyba że – na co liczy sektor – przesunięta zostanie data graniczna realizacji projektów z prawem wyboru systemu wsparcia na koniec 2016 r. – co spowoduje płynne przejście od pierwszej aukcji. Lukę w finansowaniu dużych wiatraków mogą częściowo wypełnić instalacje prosumenckie.