Kołem ratunkowym ma być możliwość uczestniczenia działających turbin wiatrowych w tzw. aukcjach migracyjnych. Oznacza to, że będą one mogły przejść z dotychczasowego systemu wsparcia polegającego na przyznawaniu zielonych certyfikatów za produkcję do modelu, w którym w ramach konkursu ofert dostaną kontrakt z gwarantowaną przez rząd ceną.
W Ministerstwie Energii już rozpoczęto prace koncepcyjne nad rozdziałem pomocy w 2017 r. dla poszczególnych źródeł OZE. Rozporządzenia wykonawcze – jak podaje resort – mają stać się obowiązującym prawem do końca października. Rynek pozna je już na etapie konsultacji społecznych – prawdopodobnie w ciągu najbliższych dni.
Sposób na nadpodaż
Dyskusja o przyszłorocznych zasadach aukcji dotyczy przy tym nie tylko ilości zamawianej przez rząd zielonej energii z nowych instalacji (i ceny maksymalnej dla poszczególnych technologii), ale także wolumenów energii z działających już elektrowni. – Zastanawiamy się nad tym, by w 2017 r. dać możliwość migracji części działających elektrowni wiatrowych korzystających z zielonych certyfikatów – mówi osoba zbliżona do resortu. Podkreśla jednak, że to na razie koncepcja.
Niemniej byłaby to pierwsza od dłuższego czasu pozytywna wiadomość dla sektora wiatru lądowego – niegdyś pupilka wśród OZE, a dziś zdegradowanego przez regulacje. ME nie jest zainteresowane rozładowaniem szacowanej na 20,7 TWh (dane na koniec czerwca) nadwyżki zielonych certyfikatów na rynku. To ona powoduje, że ich cena spadła od początku roku z ok. 110–120 zł/Mwh do 35 zł/ MWh.
– Skoro resort otwarcie już mówi o spisaniu na straty systemu zielonych certyfikatów i powolnym ich wygaszaniu, to jedyną szansą na rozładowanie olbrzymiej ich nadwyżki są aukcje migracyjne – uważa Kamil Szydłowski, wiceprezes Stowarzyszenia Małej Energetyki Wiatrowej. Dostrzega większe zrozumienie w resorcie. – Jego przedstawiciele zaczęli zdawać sobie sprawę, że jeśli nic nie zrobią, to za rok nie będą mieli po drugiej stronie partnera do rozmów – tłumaczy Szydłowski.