Pomimo tragicznej awarii elektrowni Fukushima, za energetyką jądrową opowiedziało się 54 proc. ze 135 wielkich aglomeracji japońskich, w pobliżu których leżą elektrownie atomowe. Tylko 18 proc. było zdecydowanie przeciw. Świadczy to o dużych kłopotach gospodarczych w wielu japońskich prefekturach, szczególnie mniejszych, gdzie biznes korzystał dotąd z jednego źródła prądu - z siłowni jądrowej.
Jak przypomina "Russia Today", za powrotem do energetyki jądrowej opowiada się też wybrany w grudniu nowy premier, Shinzo Abe. Poprzedni rząd obiecał w ciągu 30 lat odejść od atomu, zamykając lub znacznie ograniczając liczbę reaktorów.
Obecnie, z 50 bloków - 48 nie pracuje. Trwają tam kontrole bezpieczeństwa, by nie doszło do powtórki z Fukushimy. W wyniku spowodowanego w wyniku tsunami wiosną 2011 r. wycieku radioaktywnego w tej elektrowni, zostało ewakuowanych dziesiątki tysięcy okolicznych mieszkańców; skażone tereny, a aglomeracja tokijska pozbawiona wystarczających dostaw prądu.
W listopadzie 2012 r. koncern Tepco - zarządzający Fukushimą - zapowiedział, że koszty likwidacji awarii mogą wzrosną dwa razy do ponad 10 bln jenów, czyli 125 mld dol.
Jeżeli kontrole bezpieczeństwa dadzą wyniki pozytywne, to nowy rząd ponownie uruchomi część siłowni. Dostarczana przez nie energia jest najtańsza na wyspach.