Gazociąg Południowy (South Stream), który ma być alternatywą dla unijnego projektu Nabucco przesyłającego kaspijski gaz z Turcji do Austrii przez Rumunię, Bułgarię i Węgry, ma docelowo transportować rocznie 63 mln m sześc. rosyjskiego gazu. Na terytorium Bułgarii wynurzy się z Morza Czarnego w okolicach Warny, przebiegnie przez Bałkany i Węgry oraz terytorium Słowenii. Na końcu rury znajdują się Włochy.
Komisja Europejska wzięła rosyjski projekt pod lupę. Na początku grudnia rozpoczęła dochodzenie, które ma wyjaśnić, czy bułgarskie firmy i Gazprom nie naruszają zasad konkurencji.
Paliwo rosyjskie albo... rosyjskie
Budowa Gazociągu Południowego to wspólny projekt z 2009 r. Władimira Putina i ówczesnego premiera Włoch Silvia Berlusconiego.
Putin, który był wtedy premierem Rosji, po dwóch kadencjach prezydenckich publicznie naciskał na premiera Bułgarii Bojko Borysowa, aby Bułgaria przystąpiła do tego projektu, który miał jeden główny cen – jeszcze bardziej uzależnić Europę od rosyjskiego gazu.
– Gazprom straszył nas wtedy, że gazociąg ukraiński, którym Bułgaria otrzymuje gaz z Rosji, będzie tracił na ważności i tak naprawdę pewne dostawy gazu mogą pochodzić jedynie z South Streamu – mówi Petar Dimitrow, członek opozycyjnej Partii Socjalistycznej.