O włączenie do strategicznych zapasów krajowych biopaliw zabiegają zakłady wytwarzające paliwo ze zbóż i rzepaku. Swoją produkcję sprzedają do koncernów naftowych, ale coraz częściej przegrywają konkurencję z zagranicznymi firmami. Dlatego chcą zobowiązać importerów do posiadania w Polsce własnych magazynów i rezerw. – Proponujemy, by każdy sprowadzający z zagranicy biokomponenty musiał posiadać w kraju strategiczne zapasy – mówi Tomasz Pańczyszyn, dyrektor Krajowej Izby Biopaliw.
Jego zdaniem dzięki temu podniesie się również koszt importowanych biokomponentów i wzrośnie konkurencyjność krajowej produkcji. Ponadto powinno to pozytywnie wpłynąć na bezpieczeństwo energetyczne państwa. Izba ma ekspertyzę prawną pokazującą, że takie rozwiązanie nie wymaga notyfikacji w Komisji Europejskiej. Podobne przepisy obowiązują już w Austrii, gdzie udało się ograniczyć import tanich biopaliw.
– Na unijnym rynku biopaliw nie ma równej konkurencji, ponieważ wiele państw subsydiuje tę branżę, wspierając bezpośrednio własną produkcję. Tymczasem na obowiązującym w Polsce wsparciu w postaci ulg akcyzowych korzystają zarówno krajowi, jak i zagraniczni producenci – argumentuje Pańczyszyn.
Krajowe koncerny paliwowe są skłonne poprzeć wprowadzenie przepisu o obowiązkowych zapasach biopaliw. Rozwiązanie to ma być częścią kompromisu, o jaki starają się producenci biokomponentów, PKN Orlen i Grupa Lotos. Jak pokazał wrześniowy przetarg na dostawy biokomponentów dla PKN Orlen, tylko 47 proc. etanolu i 32 proc. estrów koncern kupił na rynku krajowym.
– Proponujemy, by koncerny, które korzystają z krajowych surowców, miały obniżone narodowe cele wskaźnikowe dotyczące stosowania biopaliw w transporcie drogowym.To jednak wymaga pogłębionych analiz prawnych i wystąpienia o akceptację do Komisji Europejskiej – zaznacza Pańczyszyn.