Kontrola w spółkach należących do rosyjskiego koncernu Gazprom w Europie Zachodniej i firmach, które są jego klientami, trwa od dwóch dni w dziesięciu krajach unijnych, w tym i w Polsce. Urzędnicy Dyrekcji Generalnej KE ds. Konkurencji sprawdzają, czy zapisy w umowach są zgodne z unijnym prawem, gdy chodzi m.in. o sposób ustalania cen i dostęp do infrastruktury. To – według ekspertów i polityków – szansa, by rosyjska firma złagodziła politykę cenową.
– Nawet jeśli efekty kontroli Komisji będą znane dopiero za kilka czy kilkanaście miesięcy, to już sam fakt, że trwa, powinien skłonić Gazprom do zmiany podejścia do jej klientów, zwłaszcza w Europie Wschodniej – mówi anonimowo jeden z obserwatorów rynku. – Dotychczas rosyjski potentat traktował ich uznaniowo – jednym dawał rabat, z innymi prowadzi spory, więc trudno dostrzec tu przejrzystość.
Nasz ekspert twierdzi, że Rosjanie nie przestraszą się działań Brukseli, ale znajdą się w wyjątkowo kłopotliwym położeniu, jeśli zostaną oskarżeni o naruszenie zasad konkurencji.
Urzędnicy KE prowadzą kontrolę w firmach w szczególnym momencie, gdy wielu europejskich klientów Gazpromu próbuje renegocjować z nim cenę gazu, i to z reguły bez powodzenia. Jak dotąd tylko włoska spółka Edison zdołała wynegocjować rabat, dzięki któremu zaoszczędzi ponad ćwierć miliarda dolarów. Na liście starających się o obniżkę są potentaci europejscy – E.ON. RWE, GDF Suez, ale też litewski Lietuvos Dujos czy polski PGNiG. Wszystkie grożą wnioskami do arbitrażu międzynarodowego.
– Pomysł kontroli i przesłanki do jej przeprowadzenia są słuszne, choć spóźnione o kilka lat – mówi wiceminister skarbu Mikołaj Budzanowski. – Już sam fakt, że takie podejrzenia o łamanie rynkowych zasad się pojawiają, może wspomóc wszystkich, którzy prowadzą renegocjacje cenowe z Gazpromem.