Nowa propozycja resortu, który chce od 2020 r. całkowicie znieść wsparcie dla instalacji współspalania biomasy z węglem, stawia pod znakiem zapytania opłacalność tego typu inwestycji. Uszczuplą się też przychody koncernów energetycznych: Polskiej Grupy Energetycznej, Tauronu, Enei i Energi, które spalają już biomasę w swoich elektrowniach węglowych, za co otrzymują tzw. zielone certyfikaty. Koszt inwestycji w urządzenia do współspalania i podawania biomasy sięga 40 mln zł.
– Wiem, że wprowadzenie tych przepisów nie będzie łatwe, ale nie widzimy sensu dalszego wspierania instalacji wielopaliwowych – przekonuje Janusz Pilitowski, dyrektor Departamentu Energii Odnawialnej w Ministerstwie Gospodarki.
Tym samym resort przychylił się do postulatów ekologów, którzy od dawna alarmowali, że współspalanie nie jest „zieloną energią", bo w końcowym bilansie produkowanej w ten sposób energii nie maleje poziom zanieczyszczeń, nie buduje się nowych mocy wytwórczych i stanowi ona ukrytą formę subwencji dla elektrowni węglowych poprzez przyznawanie im zielonych certyfikatów.
Koncerny energetyczne na razie wstrzymują się od komentarzy. Nieoficjalnie mówią jednak o konieczności przeprowadzenia kolejnych konsultacji społecznych w sprawie projektu ustawy o odnawialnych źródłach energii wprowadzającego tak rewolucyjne zmiany.
Na razie realizują więc przyjęte już strategie. PGE planuje zwiększenie rocznej produkcji energii z biomasy z obecnych 0,9 TWh do ok. 4 TWh w 2015 r. Z kolei Tauron chce do końca 2020 r. uruchomić 240 MW nowych mocy opartych na tym paliwie. Z tym że nowe kotły, np. w Jaworznie czy Stalowej Woli, będą spalać wyłącznie biomasę.