Opóźnienia przy budowie terminalu LNG w Świnoujściu sięgają czterech miesięcy. Jeśli się utrzymają, mogą zatrzymać realizację kontraktu z Katarem na dostawy do Polski gazu skroplonego. To w konsekwencji oznaczałoby dalsze uzależnienie od importu z Rosji.
Zamieszanie zaczęło się wiosną, gdy włoska firma Saipem, która jest członkiem konsorcjum budującego gazoport, popadła w kłopoty finansowe. Minister skarbu Mikołaj Budzanowski przyznał wczoraj, że interweniował w tej sprawie w Rzymie. Z informacji „Rz" wynika, że Włosi przestali płacić polskim podwykonawcom, a zaległości sięgały kilkudziesięciu milionów złotych. Kiedy Saipem stanęła na nogi, zgłosiła plan wychodzenia z kryzysu i zaczęła w końcu płacić, w tarapaty wpadł z kolei polski członek konsorcjum, czyli firma PBG.
Z powodu strat poniesionych przy budowie Stadionu Narodowego i autostrad spółka zgłosiła do sądu wniosek o upadłość, po czym przestała realizować zobowiązania wobec podwykonawców. Zdaniem posła PiS Pawła Szałamachy sytuacja PBG powoduje, że pieniądze z wypłacanych spółce faktur będą teraz trafiać na konta banków, które w pierwszej kolejności zabezpieczają swoje roszczenia, co uniemożliwi jej rozliczenie innych płatności.
– Niewątpliwie obecna sytuacja w PBG jest kłopotliwa, najważniejsze jednak, aby upadłość układowa była wykonywana, bo oznacza wywiązywanie się z zobowiązań, zwłaszcza dotyczących budowy terminalu w Świnoujściu – ripostuje Rafał Wardziński, prezes Polskiego LNG, które odpowiada za realizację inwestycji. Plusem obecnej sytuacji jest to – jak twierdzi – że konsorcjum odpowiada za nie solidarnie. – Oczekujemy, iż dzięki temu rozwiązaniu dalsze, ewentualne problemy PBG nie będą miały wpływu na terminowe oddanie terminalu – mówi. To jednak mało prawdopodobne.