"Rz": Czy naprawdę KE może zmniejszyć podaż uprawnień do emisji CO2, co podbije ich cenę?
Beata Jaczewska:
KE sygnalizuje takie zamiary i może podjąć takie działania, choć według mnie, będą one niezgodne z duchem rynkowego systemu jakim jest ETS. Prawdopodobne jest jednak, że KE będzie zmierzać ku ograniczeniu liczby pozwoleń na emisję i podwyższeniu w ten sposób ich ceny. Naszym zdaniem, po pierwsze, powinny zostać wykonane analizy wpływu takiego rozwiązania na gospodarkę. Pytanie, które musimy zadać to ile to będzie kosztować i jak wpłynie na rynek? Nie można wprowadzać rozwiązań, które potencjalnie mogą opóźnić powrót europejskiej gospodarki na ścieżkę wzrostu bez dokonania odpowiedniej oceny ich wpływu – a tak według mnie się stanie, jeśli będziemy interweniować na rynku uprawnień.
Polska nadal sprzeciwia się sztucznemu podwyższaniu ceny uprawnień na emisję CO2 przez zmniejszenie ich liczby na rynku. Interwencje tego typu podważają zaufanie do systemu wśród jego uczestników. Przypomnijmy, że w 2008 roku, podczas negocjacji pakietu energetyczno-klimatycznego, Polska z obawy o spekulacyjne zmiany cen zabiegała o wprowadzenie odpowiednich zabezpieczeń do dyrektywy ETS – określenie dolnych i górnych limitów zawczasu. KE wówczas mocno argumentowała, że administracyjne interwencje negowałby rynkowy charakter systemu. Teraz, kiedy zasady ustalono, twierdzi inaczej.
Jesteśmy przekonani, że manipulacja ilością pozwoleń przeznaczanych na aukcję spowoduje wzrost ich cen, a co za tym idzie wzrost cen energii elektrycznej i wzrost kosztów funkcjonowania przemysłu. Komisja żąda dla siebie mandatu do działań powodujących takie skutki, zupełnie ignorując potencjalne koszty. W obliczu kryzysu gospodarczego, w jakim znajduje się Europa, jest to działanie nieodpowiedzialne. Sądzę, że nie ma też do niego podstaw prawnych, które umożliwiłyby przeprowadzenie tych zmian szybko.