Zaproszenie Estonii do Międzynarodowej Agencji Energetycznej wieńczy prowadzone od 2011 r. negocjacje stowarzyszeniowe. Do końca roku Estonia powinna zostać 29. członkiem tej wpływowej organizacji.
Akces Estończyków to pochodna polityki energetycznej prowadzonej konsekwentnie przez rządzącego trzecią kadencję premiera Andrusa Ansipa. Charakteryzuje ją negatywny stosunek do importu prądu z Rosji. To główna różnica między estońską strategią energetyczną a strategiami jej sąsiadów – Łotwy, Litwy i Finlandii, którzy większość potrzebnej energii importują z Rosji.
Aby nie pozostać osamotnionym wobec wielkiego sąsiada, Estonia w 2011 r. rozpoczęła rozmowy o członkostwie w MAE. – Nasze położenie wymaga, byśmy wykorzystali wszystkie możliwości zagwarantowania sobie bezpieczeństwa. A dla Estonii najważniejsze jest bezpieczeństwo energetyczne i w tym pomoże nam przynależność do MAE – mówił Juhan Parts, estoński minister gospodarki, przed rozpoczęciem rozmów w Paryżu dwa lat temu. – Członkowie MAE są wobec siebie solidarni. Istnieje tam mechanizm pomocy paliwowej w sytuacjach kryzysowych. Dostaniemy też dostęp do najlepszej bazy statystycznej i analitycznej na świecie.
Najprężniejsza republika bałtycka nieraz pokazała, że stać ją na niekonwencjonalne rozwiązania. Nie tylko więc mieszkańcy Tallina jeżdżą, jako jedyni w Unii, za darmo miejskim transportem.
Estonia to także łupkowa potęga, która od lat wykorzystuje do produkcji prądu krajowe pokłady łupków bitumicznych. Na Estonię przypada 70 proc. światowego wydobycia łupków. Kraj ma dwie największe w Europie elektrownie opalane łupkami.