Rozbieżne interesy wokół CO2

Rząd musi pogodzić potrzeby państwowych spółek z zapewnieniem odpowiednich wpływów do budżetu.

Publikacja: 14.01.2014 03:00

Polskie firmy jako emitujące stosunkowo duże ilości gazów cieplarnianych dostały do 2020 roku ok. 13

Polskie firmy jako emitujące stosunkowo duże ilości gazów cieplarnianych dostały do 2020 roku ok. 130 mln t darmowych uprawnień

Foto: 123RF

Ostatnie decyzje Komisji Europejskiej w sprawie przesunięcia aukcji 900 mln ton pozwoleń na emisję CO2 (tzw. backloading) pokazują, jak duża jest pokusa UE, by regulować ten rynek. Uświadamiają też, że system handlu uprawnieniami do emisji (EU ETS), stanowiący jeden z filarów unijnej strategii ograniczenia emisji gazów cieplarnianych, przetrwa w kształcie podobnym do obecnego.

Krótko rzecz ujmując, system ten polega na ustanowieniu zmniejszanego co roku limitu całkowitej emisji w sektorach przemysłu cechujących się wysoką emisją gazów cieplarnianych. Dziś obejmuje on ok. 11 tys. podmiotów z UE i krajów współpracujących jak Islandia, Liechtenstein czy Norwegia. Firmy w ramach limitów otrzymują lub kupują uprawnienia do emisji, które mogą sprzedawać. Taki sztuczny rynek ma skłonić największych trucicieli do cięcia emisji m.in. przez inwestowanie w odnawialne źródła energii (OZE).

Tyle że backloading nie zmniejsza dzisiejszej ilości uprawnień na rynku, a jedynie opóźnia wypuszczenie kolejnych transz, aż do roku 2020.

– To oznacza, że ceny uprawnień wcale nie będą rosnąć tak gwałtownie, jak spodziewano się jeszcze niedawno. Bo podaż zostanie ograniczona tylko na pewien czas. Co więcej, okresowo może dochodzić nawet do spadku cen praw do emisji – uważa Juliusz Preś z zarządu Domu Maklerskiego Consus. Według jego prognoz w tym roku średnia cena uprawnienia będzie oscylować między 5 a 6 euro za tonę. – W kolejnych latach cena będzie rosła w tempie maksymalnie 1–1,5 euro rocznie. Przedsiębiorcy nie zapłacą zatem więcej niż 8 euro w 2015 r., 10 euro w 2016 r. Po 2019 r., kiedy opóźnione prawa do emisji trafią do obiegu, koszt ich zakupu spadnie. W całym tym okresie ich cena nie dojdzie do 20 euro, tylko może do 12 euro – uważa Preś.

To dobra wiadomość dla największych polskich spółek z sektorów wydobywczego, chemicznego czy energetycznego. Po pierwsze dlatego, że jako emitujące stosunkowo duże ilości gazów cieplarnianych, do 2020 r. mogą korzystać ze sporej puli uprawnień darmowych. Polska dostała ok. 130 mln t darmowych uprawnień. Tych przeznaczonych na aukcje przypadłoby w 2014 r. na nasz kraj 55,5 mln t zgodnie ze starym kalendarzem. O ile mniejsza będzie ta transza, okaże się w marcu lub kwietniu.

– Druga pozytywna przesłanka dla polskiego przemysłu jest taka, że brakujące uprawnienia firmy będą kupować po niższych, niż się spodziewali, kosztach. Bo jeszcze 5–6 lat temu kalkulowały, że za brakujące uprawnienia zapłacą nie dzisiejsze 4,5 euro, ale trzy razy tyle – argumentuje Preś.

Ale to, co powinno cieszyć spółki, nie podoba się polskim europosłom. Rząd od początku sprzeciwiał się wycofaniu części pozwoleń z aukcji. Bo to oznacza niższe wpływy z aukcji do budżetów państw UE. – W tym roku do ich kasy wpłynie ok. 2 mld euro mniej – szacuje Preś.

Ile straci Polska? – Trudno w tej chwili oszacować, jaki wpływ będzie miało wycofanie części pozwoleń z rynku. Nie jest bowiem jeszcze znany harmonogram wycofania i w związku z tym wpływ na rynek – mówi Paweł Mikusek, rzecznik Ministerstwa Środowiska.

I tłumaczy stanowisko polskie w Brukseli: ETS nie będzie w stanie bez dodatkowych systemów wsparcia skutecznie finansować technologii OZE.

Zaznacza, że wyższe ceny pozwoleń w pierwszej kolejności faworyzują gaz wobec węgla. A gaz jedynie w ok. 30 proc. pochodzi u nas ze źródeł krajowych. – Dla OZE i atomu potrzeba cen radykalnie wyższych niż obecne – dodaje Mikusek.

Przy obecnych dość niskich cenach uprawnień do emisji CO2 naszym przedsiębiorcom nie opłaca się rezygnować z węgla. Przykładem jest niedawna decyzja PGE, która w ciągu 5 lat zainwestuje prawie 12 mld zł w budowę dwóch opalanych węglem bloków Elektrowni Opole o łącznej mocy 1800 MW.

Spółki nie mają ekonomicznych bodźców do inwestycji w elektrownie jądrową czy gazowe. – To zacznie się opłacać, gdy cena uprawnień sięgnie minimum 15 euro. Taki koszt będzie dla spółek zbyt trudny do zaakceptowania i zaczną się przerzucać na inne źródła – oblicza Preś.

Mocno spóźniona ustawa o OZE – jak zapewnia Jerzy Pietrewicz, wiceminister gospodarki odpowiedzialny za kwestie energetyki odnawialnej – ma szanse wejść w życie przed wakacjami. W tym tygodniu projektem (to już trzecia wersja od 2011 r.) zajmie się Komitet Stały Rady Ministrów.

Zgodnie z nowymi zapisami nie będzie rozwijany rynek oparty na zielonych certyfikatach. Pojawi się za to element prosumencki, czyli pozwalający na produkcję energii przez zwykłych obywateli. Ustawa ma też zapewnić udział produkcji energii ze źródeł odnawialnych na odpowiednim poziomie. Rząd celuje w 19 proc.

Ostatnie decyzje Komisji Europejskiej w sprawie przesunięcia aukcji 900 mln ton pozwoleń na emisję CO2 (tzw. backloading) pokazują, jak duża jest pokusa UE, by regulować ten rynek. Uświadamiają też, że system handlu uprawnieniami do emisji (EU ETS), stanowiący jeden z filarów unijnej strategii ograniczenia emisji gazów cieplarnianych, przetrwa w kształcie podobnym do obecnego.

Krótko rzecz ujmując, system ten polega na ustanowieniu zmniejszanego co roku limitu całkowitej emisji w sektorach przemysłu cechujących się wysoką emisją gazów cieplarnianych. Dziś obejmuje on ok. 11 tys. podmiotów z UE i krajów współpracujących jak Islandia, Liechtenstein czy Norwegia. Firmy w ramach limitów otrzymują lub kupują uprawnienia do emisji, które mogą sprzedawać. Taki sztuczny rynek ma skłonić największych trucicieli do cięcia emisji m.in. przez inwestowanie w odnawialne źródła energii (OZE).

Pozostało 81% artykułu
Energetyka
Energetyka trafia w ręce PSL, zaś były prezes URE może doradzać premierowi
Energetyka
Przyszły rząd odkrywa karty w energetyce
Energetyka
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” i „Parkietu” najlepszym dziennikarzem w branży energetycznej
Energetyka
Niemieckie domy czeka rewolucja. Rząd w Berlinie decyduje się na radykalny zakaz
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Energetyka
Famur o próbie wrogiego przejęcia: Rosyjska firma skazana na straty, kazachska nie