– Będziemy się dalej zajmować tym projektem, jeżeli suma wymaganych od nas inwestycji nie przekroczy 600 mln euro. Jeśli przekroczy, rozważymy wyjście z projektu – przyznał Claudio Descalzi, dyrektor zarządzający Eni. Wyjaśnił, że inwestorzy mają trudności ze znalezieniem źródeł finansowania. Może to mieć związek z zachodnimi sankcjami wobec Rosji oraz blokowaniem inwestycji przez Komisję Europejską.
– Eni nie mogłaby nigdy wyłożyć 2,4 mld euro, jest to bowiem zbyt ryzykowne dla finansów koncernu – wyjaśnił Descalzi. Dodał, że musi zmieniać strategię, bo „jako koncern radzimy sobie nieźle, ale nie mamy możliwości prowadzenia biznesu, wymagającego ogromnej płynności finansowej".
Koszt projektu w 2010 r. szacowano na 5 mld euro, urósł do 16,5 mld euro w końcu ubiegłego roku.
Na rynku włoskim Eni jest głównym dostawcą surowców energetycznych. Z Rosjanami współpracuje od 46 lat, ale dopiero w ostatnich kilku urósł do miana największego jednostkowego klienta i partnera inwestycyjnego Gazpromu w Unii. Koncerny wspólnie pracują na kilku złożach Syberii, od początku Włosi są głównym – obok Gazpromu – akcjonariuszem spółki South Stream AG.
Pomysł budowy gazociągu omijającego Ukrainę pojawił się w 2008 r., przed wojną gazową Kijowa i Moskwy z zimy 2009 r. Był odpowiedzią na ideę gazociągu Nabucco omijającego Rosję.