Tak przynajmniej twierdzą przedstawiciele sektora energetycznego. Jako argument przedstawiają koszty wytwarzania prądu w siłowniach zawodowych i tych w przydomowych instalacjach odnawialnych źródeł energii (OZE).
Aby je porównać, dla każdej z technologii oblicza się wskaźnik LCOE (od ang. levelised cost of electricity), czyli uśredniony koszt produkcji energii całym cyklu życia źródła. Otrzymana wartość przedstawia cenę energii, jaką musi otrzymywać dana elektrownia, by uzyskać rentowność.
– W zależności od przyjmowanych założeń i konkretnych technologii obecnie w Polsce koszt energii z mikrogeneracji jest od 75 proc. do ponad 300 proc. wyższy niż aktualna cena taryfowa obowiązująca dla gospodarstw domowych – mówi Andrzej Kania, dyrektor biura Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej (PKEE).
Co decyduje
Według PKEE przydomowe źródła, zależnie od technologii, zwracają się po 15–20 latach. Dla potencjalnych prosumentów to za długo. Oczekują zwrotu inwestycji dwa lub trzy razy szybciej. Nic dziwnego – okres życia słonecznej lub wiatrowej przydomowej elektrowni to ok. 20 lat, a blok węglowy może pracować nawet 40 lat.
Co więcej, technologie konwencjonalne w Polsce gotowe są do produkcji przez 90 proc. roku, a siłownie wiatrowe na morzu (na razie ich jeszcze nie mamy, są tylko projekty) i na lądzie – odpowiednio przez 40 proc. i 25 proc. Elektrownie słoneczne wytwarzają prąd tylko przez 900–2200 godzin w roku, a więc ich roczne możliwości sięgają zaledwie ok. 10 proc.