Energetyka o perspektywach dla energetyki rozproszonej

Masowy rozwój rozproszonych źródeł energii nie będzie ekonomicznie uzasadniony w Polsce przez kolejne pięć lat.

Publikacja: 18.11.2014 11:04

Według PKEE przydomowe źródła, zależnie od technologii, zwracają się po 15–20 latach.

Według PKEE przydomowe źródła, zależnie od technologii, zwracają się po 15–20 latach.

Foto: Bloomberg

Tak przynajmniej twierdzą przedstawiciele sektora energetycznego. Jako argument przedstawiają koszty wytwarzania prądu w siłowniach zawodowych i tych w przydomowych instalacjach odnawialnych źródeł energii (OZE).

Aby je porównać, dla każdej z technologii oblicza się wskaźnik LCOE (od ang. levelised cost of electricity), czyli uśredniony koszt produkcji energii całym cyklu życia źródła. Otrzymana wartość przedstawia cenę energii, jaką musi otrzymywać dana elektrownia, by uzyskać rentowność.

– W zależności od przyjmowanych założeń i konkretnych technologii obecnie w Polsce koszt energii z mikrogeneracji jest od 75 proc. do ponad 300 proc. wyższy niż aktualna cena taryfowa obowiązująca dla gospodarstw domowych – mówi Andrzej Kania, dyrektor biura Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej (PKEE).

Co decyduje

Według PKEE przydomowe źródła, zależnie od technologii, zwracają się po 15–20 latach. Dla potencjalnych prosumentów to za długo. Oczekują zwrotu inwestycji dwa lub trzy razy szybciej. Nic dziwnego – okres życia słonecznej lub wiatrowej przydomowej elektrowni to ok. 20 lat, a blok węglowy może pracować nawet 40 lat.

Co więcej, technologie konwencjonalne w Polsce gotowe są do produkcji przez 90 proc. roku, a siłownie wiatrowe na morzu (na razie ich jeszcze nie mamy, są tylko projekty) i na lądzie – odpowiednio przez 40 proc. i 25 proc. Elektrownie słoneczne wytwarzają prąd tylko przez 900–2200 godzin w roku, a więc ich roczne możliwości sięgają zaledwie ok. 10 proc.

Jednak te maksima nie są osiągalne w naszej szerokości geograficznej. A jeśli instalacja produkuje mniej energii, to jednostkowe koszty wytworzenia 1 kWh są wyższe. To ten czynnik, obok nadal stosunkowo wysokich kosztów inwestycji w mikroźródła, determinuje niższą opłacalność technologii odnawialnych, głównie solarnej.

Z drugiej strony OZE nie generują kosztów zmiennych związanych z zakupem paliwa do instalacji. Nie ma też kosztów zakupu uprawnień do emisji dwutlenku węgla, które ponoszą elektrownie węglowe i gazowe.

Wsparcie kosztuje

Dosadnie o słonecznych elektrowniach na dachach wyraził się kierujący Eneą Krzysztof Zamasz podczas tegorocznych Targów Energii organizowanych przez Towarzystwo Obrotu Energią: – Mam nadzieję, że nikt nas w Polsce nie uszczęśliwi fotowoltaiką, bo to kosztuje – stwierdził.

Także w ocenie PKEE masowy rozwój energetyki prosumenckiej wymagałby wsparcia zewnętrznego. – To oznaczałoby dodatkowe opłaty ponoszone przez 14 mln odbiorców, które byłyby źródłem finansowania dla systemu wsparcia dedykowanego maksymalnie kilkuset tysiącom osób – wtóruje Kania. Przytacza przykład Niemiec, gdzie takie wsparcie było źródłem rozwoju energetyki rozproszonej. Dziś element związany z rozwojem mikrogeneracji w rachunku niemieckiego odbiorcy to nawet 15–18 proc. całości.

Kania obala przy tym mit niezależności prosumenta. Jest on uzależniony od pogody i nie może całkowicie odłączyć się od sieci. I tak ponosi więc opłaty dystrybucyjne (proporcjonalnie do zużytej energii z systemu).

Jednak wraz z rozwojem energetyki prosumenckiej istnieje ryzyko, że nakłady na sieć przesyłową jeszcze wzrosną ze względu na konieczność dostosowania jej do szybko przyrastającej liczby niestabilnych źródeł.

– Dlatego projektując zasady działania tego obszaru, należy unikać zniekształcania rachunku biznesowego przez np. długotrwałe wsparcie nieefektywnych technologii – postuluje Kania. Te najbardziej ekonomicznie uzasadnione w naszym klimacie, więc wymagające najmniejszego wsparcia państwa, to na razie wiatr na lądzie i instalacje na biomasę.

Potwierdza to Anne Houtman, główny doradca dyr. gen. ds. energii z Komisji Europejskiej. Z przedstawionej przez nią prognozy wynika, że głównymi źródłami OZE dla Polski w 2030 r. będą elektrownie wiatrowe na lądzie i biomasa. Tylko 2 proc. energii z OZE ma pochodzić z elektrowni słonecznych. Jeśli tak się stanie, to ceny mikroźródeł długo nie spadną. Mówią o tym też eksperci związani z OZE.

Tak przynajmniej twierdzą przedstawiciele sektora energetycznego. Jako argument przedstawiają koszty wytwarzania prądu w siłowniach zawodowych i tych w przydomowych instalacjach odnawialnych źródeł energii (OZE).

Aby je porównać, dla każdej z technologii oblicza się wskaźnik LCOE (od ang. levelised cost of electricity), czyli uśredniony koszt produkcji energii całym cyklu życia źródła. Otrzymana wartość przedstawia cenę energii, jaką musi otrzymywać dana elektrownia, by uzyskać rentowność.

Pozostało 89% artykułu
Energetyka
Rosnące ceny energii zostaną przerzucone na spółki energetyczne? Jest zapowiedź
Energetyka
Więcej gazu w transformacji
Energetyka
Pierwszy na świecie podatek od emisji CO2 w rolnictwie zatwierdzony. Ile wyniesie?
Energetyka
Trump wskazał kandydata na nowego sekretarza ds. energii. To zwolennik ropy i gazu
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Energetyka
Bez OZE ani rusz
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką