Ceny ropy naftowej na giełdzie w Nowym Jorku spadły już poniżej 45 dol. za baryłkę. To najniższy poziom od niemal sześciu lat. Surowiec wciąż tanieje, a wraz z nim topnieją ceny na stacjach. Mimo niesprzyjającego kursu – w ciągu roku dolar zdrożał prawie o 20 proc. – polscy kierowcy mają więc powody do zadowolenia.
– Załamanie notowań cen ropy jest większe niż proporcjonalny wzrost wartości dolara do złotówki – tłumaczy Andrzej Kurnicki, ekspert polityki monetarnej.
W ciągu roku paliwa w Polsce potaniały już o 15 proc. Średnio za litr trzeba dziś płacić 4,51 zł. To mniej niż w innych krajach UE. – Benzyny tańsze są tylko w Estonii. W dieslu pod względem atrakcyjności cen zajmujemy trzecie miejsce w Europie – mówi Jakub Bogucki, analityk e-petrol.
Będzie 3,99 zł za litr
Wiele wskazuje na to, że ceny na stacjach dalej będą spadać. Eksperci nie wiedzą, kiedy dojdą one do dna. – W ciągu kilku tygodni poziom 3,99 zł za litr wydaje się całkiem realny na części stacji – twierdzi Bogucki.
Rafał Zywert, analityk BM Reflex, wątpi jednak, by średnia cena na dystrybutorze w naszym kraju spadła do takiego poziomu. – Aby ten scenariusz był możliwy, złotówka nie mogłaby się osłabiać, a ropa musiałaby potanieć o ponad 20 proc. i osiągnąć poziom z 2008 r., gdy kosztowała 33–36 dol. za baryłkę – tłumaczy. Według niego obniżki o ok. 10 gr/l w najbliższym czasie są jednak całkiem realne. Tym bardziej że rząd nie szykuje wzrostu podatków i opłat zawartych w cenie benzyn i diesla. – Nie są prowadzone prace w zakresie zmiany podatku akcyzowego od paliw – zapewnia Ministerstwo Finansów.