Eksperci mówią, że łączny spadek kapitalizacji PGE, Tauronu, Enei i Energi starczyłby na uratowanie niejednej spółki węglowej. Rzeczywiście kwota 16,9 mld zł nie tylko pokryłaby zapotrzebowanie samej Kompanii Węglowej, ale też zasypałaby olbrzymie zadłużenie polskiego górnictwa szacowane na 13–14 mld zł. Tymczasem te pieniądze wyparowały z giełdy.
Wyprzedaż trwa
Częściowo winę za to ponosi pogarszające się otoczenie, co widać po malejących kursach energetyki na światowych rynkach. U nas jednak dołożyły się do tego polityczne naciski na zarządy energetycznych koncernów nakłanianych do przejmowania nierentownych kopalń.
Tauron stracił najwięcej, bo ponad 37 proc. od początku stycznia. Jego kurs zanotował historyczne minimum 2,92 zł od początku giełdowej przygody. Notabene było to dzień przed odwołaniem prezesa Dariusza Lubery, który nie chciał bezwarunkowo przejmować Brzeszczy – najbardziej deficytowej kopalni KW.
Będąca niegdyś faworytem inwestorów Energa stopniała o ponad 32 proc., a jej kurs od kilku dni nurkuje poniżej ceny z oferty publicznej. Wycena PGE, która niedawno podpisała list intencyjny w sprawie przejęcia innej nierentownej kopalni Makoszowy, spadła ponad 25 proc. Z kolei Enea straciła ponad 16 proc., bo mimo że przejęła rentowną Bogdankę, to nadal jest ryzyko wchłonięcia przez nią także będącego pod kreską KHW.
Takie chwile z reguły są dobre na kupowanie walorów. Ale analitycy nie rekomendują tym razem takiego kroku.