Ceny ropy Brent spadły we wtorek poniżej 40 dolarów za baryłkę. To najniższy poziom od siedmiu lat. Kolejna przecena jest reakcją rynku na decyzję OPEC, by na pięć lat zamrozić wydobycie na tym samym poziomie co obecnie (30–31,5 mln baryłek dziennie). Odbiło się to mocno również na cenie ropy rosyjskiej. Baryłka ropy Ural, która kosztowała na początku roku 52,16 dol., we wtorek – 38,34 dol.
Eksperci alarmują, że taki poziom cen jest krytyczny dla rosyjskich koncernów. Nie będą one miały czym finansować inwestycji ani pozyskiwać surowca z nowych złóż. A tylko zwiększenie wydobycia może im obecnie rekompensować tanią ropę. W 2014 r. Rosja wydobyła 526,7 mln ton ropy. Teraz najwięksi producenci już zdecydowali o zamrożeniu projektów, które miały zapewnić produkcję 26 mln ton surowca rocznie, podał minister energetyki Aleksandr Nowak.
Jak przypomina gazeta „RBK", największy koncern paliwowy kraju Rosnieft, przesunął w czasie uruchomienie wydobycia z dziesięciu nowych złóż, w tym największego Wankoru w Krasnojarskim Kraju. Prezes Igor Sieczin już w czerwcu ostrzegał, że cena ropy (wtedy jeszcze po 63 dol. za baryłkę) nie gwarantuje zwrotu kosztów.
Dlatego, by uniknąć nowego szoku cenowego i ogromnych strat, cena, zdaniem Sieczina, powinna wrócić do 80 dol. Jednak w końcu listopada prezes Rosnieftu przyznał, że nie spodziewa się odbicia na tym rynku wcześniej niż w drugiej połowie 2017 r.
Największy prywatny producent paliw w Rosji, Łukoil, przygotowuje swój budżet na przyszły rok wg konserwatywnego scenariusza przewidującego cenę ropy 50 dol. za baryłkę. Prezes i największy udziałowiec Wagit Alekpierow przyznał, że aby zachować obecny poziom inwestycji oraz poszukiwań złóż, ropa musiałaby kosztować od 65 do 90 dol.