Amerykański koncern internetowy zapowiada, że od przyszłego roku spółka przestawi się na OZE. W praktyce oznacza to, że całość energii zużywanej przez zlokalizowane na całym świecie biura i centra danych Google ma pochodzić odnawialnych źródeł.
Czy przedstawione obietnice są realne? Przedstawiciele spółki przyznają, że projekt jest ambitny i wykonalny, ale niestety nie w 100 proc. Na obecną chwilę nikt, nawet tak bogaty jak Google, nie jest w stanie całkowicie oprzeć się na OZE. Energia odnawialna potrafi być nieprzewidywalna i cały czas musi być uzupełniana przez źródła konwencjonalne.
- Być może spółka będzie musiała korzystać z tradycyjnych źródeł, by uzupełnić okresowe niedobory energii. Energia wiatrowa oraz słoneczna są zależne od pogody i z tego powodu wszystkie obiekty Google nie są w stanie działać wyłącznie na zieloną energię przez cały czas - podkreśla Urs Hölzle, wiceprezes spółki.
Już teraz Google to największa na świecie korporacja, która kupuje energię odnawialną. W zeszłym roku 44 proc. energii wykorzystywanej przez koncern pochodziło z OZE.
W 2010 r. Google podpisało swoją pierwszą długoterminową umowę na dostawy energii ze źródeł odnawialnych. Od tego czasu firma zawarła niemal 20 podobnych transakcji. W tym czasie koszt energii wiatrowej w USA spadł o 60 proc., a energii solarnej o 80 proc.