– Gdyby ta prognoza się sprawdziła, oznaczałoby to dodatkowe 40 zł do ceny każdej megawatogodziny na giełdzie, czyli cenę energii elektrycznej na 2020 r. w granicach 310–320 zł/MWh – szacuje Paweł Puchalski, szef działu analiz giełdowych Santander DM. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez SW Reserach na zlecenie Europejskiego Instytutu Miedzi, Polacy boją się rosnących kosztów energii. Przyczyn upatrujemy w przestarzałym systemie energetycznym.
Wysokie ceny energii już czują firmy, kupujące prąd na uwolnionym rynku. Ale w przyszłym roku mogą one dotknąć także gospodarstw domowych. – Średnia podwyżka stawki sprzedażowej w taryfie dla gospodarstw domowych wynikająca ze złożonych przez spółki wniosków oscyluje powyżej 30 proc. – potwierdza Agnieszka Głośniewska, rzeczniczka URE. Przyznaje, że cena energii już jest problemem dla firm, które też chciałyby wrócić na rynek regulowany. – Wpływają do nas skargi od przedsiębiorstw energochłonnych i tych z sektora MSP na wysokość dzisiejszych stawek – podkreśla.
Ale wysokie koszty CO2 uderzą też w spółki. Jak wskazuje Puchalski, poziom 30 euro mógłby oznaczać nawet do 400 mln zł gorszy wynik EBITDA (od obecnego poziomu) dla PGE, które jako lider rynku opierający produkcję głównie na spalaniu węgla brunatnego i kamiennego jest najbardziej wrażliwy na koszty emisji. Rosnące ceny CO2 uderzyłyby też w ZE PAK. Jednak tam – ze względu na mniejszą ilość wytwarzanej energii – zysk EBITDA mógłby spaść o ok. 40 mln zł. – Dla Enei rosnące ceny uprawnień do emisji mogłyby mieć pozytywny wpływ, potencjalnie dodając do jej wyniku do 200 mln zł (ze względu na emisyjność niższą od średniej krajowej). Dla Polenergii byłoby to ok. 28 mln zł na plusie – dodaje Puchalski. W kontekście projektu polityki energetycznej zauważa, że wysokie koszty związane z emisją CO2 spółki produkujące z węgla brunatnego będą ponosić do 2030 r. Potem elektrownie na węgiel brunatny szybko znikają z miksu, a w jego miejsce wchodzą zeroemisyjne technologie, m.in. elektrownie słoneczne, morskie wiatraki i atom.
Zdaniem Aleksandra Śniegockiego z WiseEuropa energetyka pogodziła się już z faktem, że niskie ceny uprawnień odeszły bezpowrotnie. W wypowiedziach przedstawicieli Ministerstwa Energii o rekompensatach też widzi zmianę retoryki. Bo nie ma już mowy o nieuzasadnionych podwyżkach taryf. – Z drugiej strony przy rosnących cenach energii rząd nie może rezygnować z najtańszej obecnie formy jej wytwarzania – farm wiatrowych na lądzie. Odblokowanie ich rozwoju ograniczyłoby przyszłe podwyżki cen prądu dla odbiorców – argumentuje Śniegocki.